Guilty pleasures i racjonalizacje... czyli racuchy na oleju kokosowym ;)

wtorek, 9 kwietnia 2013

O oleju kokosowym usłyszałam po raz pierwszy rok temu od dietetyka. Polecał mi go jako tłuszcz, na którym można smażyć będąc na diecie. Nie kupiłam go wtedy, bo zniechęciła mnie wysoka cena.

Przypomniał mi o nim fizjoterapeuta. Podczas masażu zapytałam, czym mnie smaruje, a on odpowiedział, że olejem kokosowym. Poradził mi, by kupować tylko olej kokosowy tłoczony na zimno, czyli extra vergine :) Jego zdaniem ten sam olej może być stosowany do smażenia, np. naleśników :)

W zdrowej żywności dowiedziałam się od ekspedientki: Proszę Pani! Jak to się sprzedaje! Przychodzą młode dziewczyny, kupują, używają go do włosów jako odżywkę.

Olej był w pięknym, prostym szklanym słoiku o pojemności 200 ml i kosztował 23,50 zł.
Ma konsystencję smalcu, przejrzysto-biały kolor, ale w dłoniach błyskawicznie się topi i robi się przezroczysty. Słoik wygląda tak:




Użyłam go do masażu bańką chińską- bardzo przyjemny efekt na skórze, i ten delikatny zapach świeżego kokosa!

Potem naszło mnie na drożdżowe racuchy z jabłkami... Coś czuję, że po wizycie u Pani dietetyk skończy się takie "rumakowanie" :D



2 komentarze

  1. muszę w końcu wypróbować ten olej kokosowy :)
    obserwujemy?

    OdpowiedzUsuń
  2. cene faktycznie ma zabójczą... ja teraz poszukuję właśnie oleju, którego mogę używać przy diecie, jednakże 23zł za 200m to chyba nie na moją kieszeń :(

    coraz-mniej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń