Wielki test polskich peelingów wyszczuplających ;)

sobota, 30 marca 2013

Na dzień dobry wyjaśnijmy sobie najważniejszą kwestię :) Nie wierzę w to, by jakikolwiek peeling mógł działać wyszczuplająco. Dla mnie peeling to produkt złuszczający martwy naskórek,pobudzający ukrwienie skóry, po którym wmasowuję krem na cellulit, i mam nadzieję, że się efektywniej wchłonie :)

Peelingi stosuję, kiedy mam czas na dłuższy prysznic, taki bardziej rytuał dla zmysłów: z przyciemnionym światłem i świecami ;) Mój peeling idealny musi mieć piękny zapach i dość mocne granulki. Dobrze, żeby był w przystępnej cenie, bo szkoda mi wydawać więcej niż 15 zł na produkt, który spłukuję z siebie pod prysznicem.

Do mojego  testu zaprosiłam trzy peelingi polskich firm, w cenie poniżej 20 zł, reklamowane jako wyszczuplające:


Poznajecie? :) OK, to teraz całe opakowania:


Szorowałam się przez kilka dni, niuchałam, testowałam, i oto moje subiektywne obserwacje:

Firma:
Linia produktów:

Nazwa produktu:
 Bielenda
Skórka pomarańczowa

Cukrowy Peeling do ciała Antycellulit
 Ziaja
Rebuild

Peeling myjący gruboziarnisty
 Perfecta (Dax Cosmetics) 
SPA
Solny peeling do ciała Wyszczuplający
Czarna porzeczka+ kofeina
 Cena :
Pojemność:
 około 17 zł
pojemność: 200 g
 około 13 zł
pojemność: 200 ml
 około 19 zł
pojemność: 225 ml
 Wielkość granulek peelingujących
(1-bardzo delikatne,
5-papier ścierny) ;)
 3/5
Bardzo przyjemne kryształki cukru, relaksująco masują skórę.
 3/5
Pozwala na wykonanie przyjemnego, dość intensywnego peelingu.
 4/5
Fajne, ostre, duże kryształki soli.
 Typ granulek peelingujących
 Cukier biały
Niestety syntetyczne (plastik?)
 Kryształki soli, suszona porzeczka w kawałkach
 Zapach
 Słodki, mdły,  przypomina mi landryny lub wyrób czekoladopodobny.
 Mentolowo- świeży, trochę morski.
 Niektóre osoby twierdzą, że anyżkowy.
 Mocny, syntetyczny zapach. W pierwszej chwili skojarzył mi się z płynem do mycia WC, dopiero po chwili olśniło mnie, ze ma to być zapach grejpfrutowy.
 Dodatkowe
 cechy
Produkt wydajny.

 Po peelingu zostaje leciutka natłuszczająca warstewka na skórze.
 Produkt wydajny.

Konsystencja żelowa, nie pozostawia filmu na skórze. Niekiedy czuję lekki efekt chłodzenia podczas stosowania.
Produkt mało wydajny.

 Peeling jako pierwszą w składzie ma parafinę i ją też czuć jako pierwszą po zaaplikowaniu na skórę. Parafina strasznie obkleja skórę, utrudniając masaż.. Klei się do palców, a z ciała spada. Przez to sporo produktu się marnuje.
 Moje wrażenia
 i opinia
 Nie kupię drugiego opakowania, bo odpycha mnie zapach. Być może spróbuję z innymi peelingami Bielendy.


Link do opinii na Wizażu KWC
 To moje drugie opakowanie. Dobra jakość w dobrej cenie. Nie jestem fanką Ziaji, ale ten produkt będę polecać.


Link do opinii na Wizażu KWC
Wyrzuciłam pieniądze w błoto. Produkt ma drażniący mnie, chemiczny zapach, a ja po użyciu czułam się jak eksponat z muzeum figur woskowych.



Mój typ: Ziaja rebuild!

Całe szczęście, że mój nr 1 jest najtańszy ;) Szkoda, że peelingujące granulki nie są naturalne, np. cukrowe. W moim rankingu wygrałaby cukrowa Bielenda, gdyby nie zapach, który zupełnie mi nie podpasował. Warto go jednak sprawdzić, bo może Wam się spodoba. :) Ja nie lubię używać kosmetyków, które zapachem przypominają mi słodycze (czekolada, ciastka itp), ale wiem, że sporo osób kupuje takie kosmetyki.

Peeling Perfecta SPA zajmuje niechlubne ostatnie miejsce. Kryształki soli, choć są największą (jedyną?) zaletą tego peelingu, nie spełniają swojej roli, bo jest ich za mało. Zostały utopione w parafinie. Nie dajmy się zwieść. Parafina nie nawilża skóry, a jedynie ją okleja. Stosowanie parafiny w kosmetykach to moim zdaniem mydlenie klientkom oczu.

Jaki jest Wasz ulubiony peeling? A może myślicie, że kupowanie peelingu to strata pieniędzy i same je robicie, np. z oliwy i kawy?


PS. Z wyższej półki gorąco polecam Stymulujący peeling do ciała Home SPA Pat&Rub (99 zł, 450 ml). Miałam tylko próbkę, ale kompletnie mnie oczarował i uwiódł zapachami naturalnych olejków eterycznych. Może kiedyś, jak mnie opuszczą wyrzuty sumienia, to kupię sobie całe opakowanie! To jest prawdziwe domowe SPA!



Stanik sportowy Panache Sports- mój nowy zakup :)


Jestem posiadaczką dość dużego biustu. Są oczywiście większe i sporo większe, ale mój jest na tyle duży, że zazwyczaj jest obiektem ciekawskich spojrzeń, komentarzy, głupich żartów itp.
Taki biust trudno też ubrać, ale odkąd istnieje Lobby Biuściastych, to jest to zadanie znacznie ułatwione. Moje ulubione staniki codzienne to tzw. effuniaki od Ewy Michalak, które kupuję aktualnie w rozmiarze 75 J/ JJ (zależnie od modelu).

Wraz z rozpoczęciem regularnych ćwiczeń, po mojej głowie zaczęła się błąkać myśl o zakupie nowego stanika sportowego.

Do tej pory miałam taki: Biustonosz Sportowy Royce
Kupiony kilka lat temu, gdy na rynku nie było w moim rozmiarze (brytyjskie 34 HH) absolutnie żadnego innego wyboru. Brzydki, mocno zabudowany i z efektem uniboob (nie rozdzielający piersi). W efekcie kiepsko spełniał swoją rolę, biust był sprasowany i zgnieciony, a stanik średnio komfortowy w noszeniu. Szkoda mu poświęcać więcej uwagi- nie kupujcie i już :)

Początkowo przymierzałam się do zakupu tego Shock Absorbera: Max Sports Top


Doczytałam jednak, ze on również robi uniboob ;) i od razu go odrzuciłam.

Zaryzykowałam i postawiłam na stanik sportowy Panache Sports. Rozmiarówka od D do H, więc ciut na mnie za mała.
Wzięłam 34H i muszę przyznać, że nie jest tak źle. Biust się mieści, jest rozdzielony, znakomicie podtrzymany!!! Stanik posiada wbudowane fiszbiny, których w ogóle nie czuć. Fantastycznie się w nim czuję.

Jest dostępny w kilku kolorach (z tego, co widzę, to zmieniają się co sezon) i można go kupić z dostawą do Polski np. tu, w Bravissimo. Mój jest w kolorze Storm, widocznym na poniższym zdjęciu:


Jak widać jest mocno podbudowany pod biustem. Miałam początkowo problem z umiejscowieniem paska do pulsometra (elektrody podczas ćwiczeń nachodziły na stanik i puls przestawał się wyświetlać na zegarku), ale włożyłam pasek tuż pod biustonosz i już jest OK.
Ramiączka są proste, można je też spiąć ze sobą, by były na krzyż (przydatne do niektórych koszulek sportowych). Po kilkukrotnym wypróbowaniu (również na bieżni!) mogę go z czystym sumieniem polecić :)
Fantastycznie odprowadza pot. Po treningu w środku stanik jest zupełnie suchy, na zewnątrz dosłownie mokrusieńki! Daje wspaniały komfort i podtrzymanie. Biust bardzo ładnie wygląda pod bluzką- a to było dla mnie ważne :)

Oto opis z polskiego sklepu dopasowana.pl:


Nowy sportowy model biustonosza. Delikatnie usztywniane miseczki oraz fiszbiny to innowacje w tego typu biustonoszach. Fiszbiny dodatkowo znajdują się w silikonowych osłonkach co sprawia, że ich obecność przynosi same zalety. Specjalnie opracowana konstrukcja redukuje wstrząsy aż o 83% zapewniając w ten sposób świetne podtrzymanie. Sprawdza się przy uprawianiu wszystkich sportów.
Posiada szerokie, miękko wyściełane ramiączka o regulowanej długości do połowy. Martwisz się, że ramiączka mogą być na Ciebie za długie? Nic z tego, biustonosz ma klips spinający ramiączka na krzyż co dodatkowo je skraca! Posiada płaskie szwy co sprawia, że jest praktycznie niewidoczny pod ubraniami sportowymi. 
Dostępny aż do miseczki H. Obwód ścisły.

Mój pierwszy uraz sportowy.. ała!

sobota, 16 marca 2013


Wydarzenie tego tygodnia: Mój pierwszy uraz sportowy! 
W środę po treningu czułam się ok.  W czwartek rano rano też. Dopiero gdy się ubierałam, a dokładnie zakładałam sweter, złapał mnie nagły, ostry ból w rejonie łopatki i barku, aż zawyłam.. Próbowałam to jakoś rozruszać, myśląc, że to jakiś skurcz, ale nic nie pomagało, bolało jak cholera... Nasmarowałam się szybko maścią diclioziaja i poleciałam na szkolenie. Każdy ruch tą ręką był okropnie bolesny. Nie mogłam opuścić ręki w dół, ani wygiąć jej do tyłu, nie mogłam też obejrzeć się przez prawe ramię. Byłam przerażona, bo nigdy wcześniej mnie to nie spotkało. Napisałam do Męża z pytaniem co robić, a on odpisał, żeby kupić "rozgrzewający plaster ze smokiem". Gdy tylko na szkoleniu trafiła się przerwa, poleciałam do apteki. Plastry były, po zawrotne 1.79 zł. Koleżanka nakleiła mi go na plecy. Tak wygląda opakowanie tego plastra:
Dość szybko zaczęłam odczuwać ulgę. Ból znacznie odpuścił. Najpierw poczułam przyjemne otulenie, po kilkunastu minutach pojawiło się uczucie ciepła, a po godzinie plaster wręcz mnie przypiekał :D

Wieczorem poszliśmy z Mężem na siłownię. W recepcji dowiedziałam się, że jest w klubie mój fizjoterapeuta i że za godzinę może mnie przyjąć. Przebrałam się więc i poszłam na siłownię, poćwiczyłam trochę na crosstrainerze ale bałam się o rękę (plaster na tyle mnie znieczulił, że sama już nie wiedziałam jak i czy bardzo mnie boli), trochę pomaszerowałam na bieżni na pochyleniu 2 stopni , i zrobiłam parę ćwiczeń na nogi.

Wreszcie fizjoterapeuta przyjął mnie. Pół godziny uciskania i masażu i ból przeszedł jak ręką odjął... najlepiej wydane 50 zł w ostatnim czasie. Powiedział, że winny był brak rozgrzewki (lub za krótka rozgrzewka) i zbyt wiele powtórzeń ćwiczeń (fakt, dowaliłam sobie więcej niż trener zapisał.) Powiedział, że przetrenowałam mięsień podgrzebieniowy (tak, właśnie dowiedziałam się, że taki mięsień istnieje).

Przygoda była bardzo nieprzyjemna, ale na szczęście szybko się zakończyła. W piątek czułam się już zupełnie dobrze, a dziś (sobota) zrobiłam mój trening według planu. Uff. Mam nadzieję, że już więcej mi się to nie przydarzy! Obiecuję sobie, że będę pamiętać o porządnej rozgrzewce. :)

10.03 i mój nowy trening obwodowy

niedziela, 10 marca 2013

10 marca. Waga: 80,8 kg. Cel nie zrealizowany. Znowu! To już mnie zaczyna wkurzać, ale co mam zrobić- robię swoje. W zeszłym tygodniu robiłam pomiary i centymetry spadły w stosunku do początku lutego- po 3 cm w talii i biodrach. Powinnam bardziej pilnować diety. Robię co mogę, słodyczy nie dotykam, jem w miarę regularnie, na ile czas mi pozwala.

Wróćmy na siłownię. Zaliczyłam już pot, łzy, zakwasy i siniaki (te ostatnie to od fizjoterapeuty), tylko krwi jeszcze nie było ;) 

W tym tygodniu byłam 4 razy na siłowni (poniedziałek, środa, sobota, niedziela). Trzy razy ćwiczyłam trening obwodowy rozpisany przez trenera podczas pierwszego treningu personalnego. W ten poniedziałek zaczęło się słabo, bo dopadło mnie przeziębienie. Wzięłam gripex i poszłam na siłownię (tak, wiem, niezbyt mądre posunięcie). Po drugim ćwiczeniu złapał mnie ostry, pulsujący ból głowy, który nie chciał minąć przez 10 minut. Popłakałam się z bólu i bezsilności, ale gdy ból minął wróciłam na siłownię i o dziwo dokończyłam cały trening. Kolejne treningi były już o niebo łatwiejsze, wręcz przyjemne i dające mi dużo satysfakcji. Huśtawka emocji, jakiej czasem doświadczam na siłowni, jest niesamowita. Moje własne reakcje są dla mnie zaskakujące.

Dziś przyszedł czas na drugie spotkanie z trenerem, czyli na nową rozpiskę. Na początku Trener wysłał mnie na rozgrzewkę na bieżnię. Po chwili przyszedł do mnie i powiedział "Tylko się nie przestrasz, bo dzisiaj będziemy robić trochę męskich ćwiczeń".


Najbardziej męskie ćwiczenie to z pewnością martwy ciąg. Dla mnie to nie nowość, bo często widzę jak mój Mężu robi to ćwiczenie. Ja oczywiście mam małe obciążenie- 15 kg. Ćwiczenie wygląda na bardzo proste i w sumie jest bardzo proste, trzeba tylko pamiętać o precyzyjnym wykonaniu i nienagannej postawie.






W moim nowym treningu pojawiło się też "machanie" kettlebellem, jest to zabawka od dłuższego czasu bardzo modna na siłowniach. Ten, którego mam używać waży 8 kg i wygląda tak (wklejam, bo może ktoś nie wie czym jest kettlebell).

Ćwiczenie jest bardzo przyjemne i zabawne, ale również trzeba pilnować prawidłowej postawy przy jego wykonywaniu. To jedno z fajniejszych ćwiczeń w mojej rozpisce, zdecydowanie fajniejsze niż wszelakie wyciskanie hantli, które też będę robić.


Ćwiczeniem, które sprawiło mi największy problem, są tzw. pompki francuskie. To ćwiczenie na triceps... prawie takie jak na rysunku poniżej, bo ja mam je robić w wersji ułatwionej- z ugiętymi nogami, postawionymi na ziemi. Mimo to, jak się okazało- masakra! Czuję, że jutro będą niezapomniane zakwasy ;)


To najciekawsze ćwiczenia z mojej nowej rozpiski. Znowu mam 3 obwody, w których jest łącznie 9 ćwiczeń. Trening zajmuje około godziny. Już nie mogę się doczekać na kolejny :) 

Mój nowy gadżet- BlenderBottle :) Idealny shaker na siłownię.

sobota, 2 marca 2013



różowy shaker na siłownięTak, wiem, że shaker na siłownię można kupić już za kilkanaście złotych. Jeśli jednak chodzi o sport, to zdecydowanie jestem gadżeciarą i wszystko musi mi pasować kolorem do mojego stroju na siłownię ;)


Dlatego też, gdy trener powiedział, że mam po ćwiczeniu pić Carbo, a Mąż zawyrokował "Musisz sobie kupić shaker", pełna obaw rzuciłam się na poszukiwania. Dość szybko znalazłam na allegro coś, co w pełni spełniło moje oczekiwania- czyli było:
1. ładne
2. różowe.

Oto BlenderBottle SportMixer™ Mini :)

Buteleczka jest wykonana z leciutkiego plastiku (niezawierającego BPA) oraz z gumy. Kuleczka (ze stali nierdzewnej) pełni funkcję trzepaczki- rozbija grudki odżywek, miesza proszek z wodą/mlekiem i tworzy delikatną piankę :) Muszę przyznać, że Blender Bottle jest produktem naprawdę dobrej jakości. Spodziewałam się taniego plastiku, ale bardzo miło się rozczarowałam. :) Takie to cacko można kupić na allegro za 49 zł.



Są oczywiście dostępne inne kolory (ja wahałam się jeszcze nad fioletowym, ale w końcu wybrałam róż) oraz pojemności (590 ml i 830 ml). Na kobiece potrzeby spokojnie wystarczy mniejsza pojemność, czyli 590 ml. Butelka znakomicie sprawdzi się również na wyprawy rowerowe, chociaż warto zaznaczyć, że nie ma tak łatwego otwierania jak typowy bidon- trzeba ją otworzyć ręką, a nie zębami ;)
Można myć w zmywarce- to moim zdaniem ogromny plus.





Dla fanek mniej jaskrawych shakerów są jeszcze butelki półmatowe, białe, które kosztują znacznie mniej- 30 zł (590 ml) i 32 zł (830 ml). Jest więcej kolorów, niż te pokazane poniżej.


PS. Strona producenta BlenderBottle, fanpage na Facebooku :)

Oswajanie się z siłownią, trener i trening obwodowy :)

Mogę już dziś powiedzieć, że moje życie się zmieniło ;) Wszystko za sprawą dwóch facetów: mojego Męża i naszego trenera personalnego.

Zaczęło się od tego, że mój Mąż sprezentował mi trening personalny u trenera, z którym już od jakiegoś czasu ćwiczył. Trener od razu wsadził mnie na wagę-analizator składu ciała (niezły wstyd) i przeprowadził wywiad o moim stylu życia, zapytał też o cele, jakie chciałabym osiągnąć. Powiedziałam, że chcę ogólnie wysmuklić i wyszczuplić sylwetkę, co pochwalił, bo podobno kobiety często przychodzą z nastawieniem na mordowanie tylko jednego obszaru ciała. Ja oczywiście mam swoje nielubiane obszary (zwłaszcza brzuch i ramiona), ale zrzucić przydałoby się równomiernie.
Po kilku dniach spotkaliśmy się na treningu, który okazał się być treningiem obwodowym (co to jest- piszę poniżej, bo sama do tej pory tylko słyszałam tę nazwę, ale nie wiedziałam na czym polega). Ćwiczyliśmy razem- najpierw on pokazywał, później ja robiłam, a on mnie korygował, pytał, jakie mięśnie czuję, czy nic mnie nie boli, itp. Kilka ćwiczeń musiał dla mnie zmodyfikować- okazało się na przykład, że przy jednym z ćwiczeń zaczęło mnie bardzo boleć kolano, a innego nie jestem w stanie wykonać z planowanym ciężarem.
Trener kazał mi "odstawić" wykonywane przeze mnie do tej pory kardio na maszynach aerobowych i skupić się na treningu rozpisanym przez niego. Trening będziemy zmieniać co 2 tygodnie- bo podobno kobiety szybko się nudzą ;) 

Co to jest trening obwodowy?

To taki trening, w trakcie którego ćwiczysz różne partie całego ciała.

Mój trening podzielony jest na 3 części- to właśnie te "obwody" :)

Pierwszy obwód ma 2 ćwiczenia, powtarzam go 4 razy;
Drugi obwód ma 3 ćwiczenia, powtarzam go 3 razy;
Trzeci obwód ma 4 ćwiczenia, powtarzam go 2 razy.
Taki trening zajmuje mi około 1 godziny i 10 minut (w tym 5 minut rozgrzewki na crosstrainerze). Jest przyjemny, nie nudzi się, co chwilę zmienia się ćwiczenie i to jest fajne.

To doskonały sposób na harmonijne wymodelowanie sylwetki, szczególnie dla osób, które dopiero rozpoczynają ćwiczenia. Dzięki treningowi obwodowemu nie tylko rzeźbimy ciało, zwiększa się również wytrzymałość, wzmacniają mięśnie, ścięgna i stawy. Instruktorzy fitness polecają tę formę aktywności fizycznej przede wszystkim kobietom. (za: fitness.wp.pl)


Oswajanie się z siłownią

Długo "oswajałam" się z siłownią. W zasadzie, to nadal się z nią oswajam. Dużo śmiałości dodał mi trener, który pokazał mi, jak ćwiczyć, jak obsługiwać sprzęty, jak wyrzucać ludzi z maszyn ;)
Miałam też nieprzyjemne zdarzenie. Robiłam jedno z ćwiczeń, brakowało mi sił, ale próbowałam, gdy dwóch napompowanych panów bez szyi i ich trener (!) zaczęło się ze mnie wyśmiewać i obgadywać mnie na tyle głośno, że wszystko słyszałam... Początkowo było mi bardzo przykro. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, by śmiać się z kogoś, to próbuje, uczy się... Po chwili jednak mój trener pojawił się w pobliżu i docinki się skończyły.
Nie zamierzam się tym przejmować, ale jeśli taka sytuacja się powtórzy, to na kwaśnym uśmiechu z mojej strony się nie skończy i będzie awantura.

Wracając do trenera personalnego: naprawdę warto zainwestować w taki trening. 
Trochę to wszystko kosztuje, ale to inwestycja z najszybszą stopą zwrotu: samopoczucie po treningu mam fantastyczne, mam też większą pewność, że ćwiczę poprawnie, i że zestaw ćwiczeń ułożony przez fachowca będzie przynosił rezultaty. To najlepszy prezent, jaki można sobie sprawić!