Zupełnie nieoczekiwanie dostaliśmy dziś zaproszenie na ślub i wesele znajomych, które jest już za dwa miesiące. :) Bardzo się cieszę, bo w naszych kręgach wszyscy są już po ślubie, albo wybitnie ociągają się z decyzją.
Dla gościa weselnego wyprawa na wesele oznacza trochę wydatków i główkowania. Na pewno czeka nas zakup prezentu (lub przynajmniej przygotowanie "koperty") oraz dobór odpowiedniej kreacji. Mój Ukochany będzie musiał sprawdzić, czy którykolwiek z garniturów jeszcze na niego pasuje. ;)
Dwa miesiące do wyjścia na wesele- to znakomity kopniak motywacyjny, by w tym czasie popracować nad sylwetką, zwłaszcza, że ostatnio waga u mnie stoi w miejscu.
TAK BARDZO SIĘ CIESZĘ !!! Uwielbiam śluby i wesela :)
A po burzy...
środa, 6 listopada 2013
Witam się po przerwie... w życiorysie :)
W październiku nie napisałam ani jednego postu. Nie z lenistwa, nie dlatego, że zboczyłam z toru. W moim życiu prywatnym bardzo dużo się działo.. można powiedzieć, że wpadłam na spory sztorm, ale wreszcie, po trudnych tygodniach morze przybrało lazurowy kolor i się uspokoiło :) Wychodzę z choroby, która mnie dopadła 2 tygodnie temu, gdy byłam już przemęczona przewlekłym stresem i problemami.
Co zatem u mnie słychać? :)
Przez cały październik moja noga nie przekroczyła progu siłowni. Jedyne co robiłam, to przysiady i pompki w domu. Nie miałam głowy, ochoty, czasu ani sił na treningi. Coraz bardziej mam jednak chęć na bieganie.
Na szczęście mimo problemów udało mi się trzymać dietę i powitałam miesiąc listopad mając 73 kilogramy na liczniku. :) Od 1 sierpnia, kiedy zaczęłam dietę, schudłam już 7,5 kilograma (było 80,6 kg). Jestem bardzo szczęśliwa i dumna. Moja przemiana (bo można już ją tak nazwać) jest też widoczna dla innych osób- zbieram sporo komplementów w pracy i wśród rodziny.
Coraz bardziej widzę potrzebę zakupu nowych ubrań, począwszy od biustonosza. Musiałam kupić mniejszy w obwodzie i z miseczką mniejszą o dwie literki. Zaczęłam się bez problemu mieścić w ubrania, które nosiłam 2 lata temu. Szkoda, że niektóre z nich zdążyły już wyjść z mody. ;)
W październiku nie napisałam ani jednego postu. Nie z lenistwa, nie dlatego, że zboczyłam z toru. W moim życiu prywatnym bardzo dużo się działo.. można powiedzieć, że wpadłam na spory sztorm, ale wreszcie, po trudnych tygodniach morze przybrało lazurowy kolor i się uspokoiło :) Wychodzę z choroby, która mnie dopadła 2 tygodnie temu, gdy byłam już przemęczona przewlekłym stresem i problemami.
Co zatem u mnie słychać? :)
Przez cały październik moja noga nie przekroczyła progu siłowni. Jedyne co robiłam, to przysiady i pompki w domu. Nie miałam głowy, ochoty, czasu ani sił na treningi. Coraz bardziej mam jednak chęć na bieganie.
Na szczęście mimo problemów udało mi się trzymać dietę i powitałam miesiąc listopad mając 73 kilogramy na liczniku. :) Od 1 sierpnia, kiedy zaczęłam dietę, schudłam już 7,5 kilograma (było 80,6 kg). Jestem bardzo szczęśliwa i dumna. Moja przemiana (bo można już ją tak nazwać) jest też widoczna dla innych osób- zbieram sporo komplementów w pracy i wśród rodziny.
Coraz bardziej widzę potrzebę zakupu nowych ubrań, począwszy od biustonosza. Musiałam kupić mniejszy w obwodzie i z miseczką mniejszą o dwie literki. Zaczęłam się bez problemu mieścić w ubrania, które nosiłam 2 lata temu. Szkoda, że niektóre z nich zdążyły już wyjść z mody. ;)
Gdy uda mi się zrzucić pełne 10 kg, zrobię zdjęcia i wrzucę na bloga. Zdjęcia "przed" czekają w odpowiednim folderze na moim komputerze :)
Etykiety:
dieta,
historia odchudzania,
postępy w odchudzaniu
Jest dieta, są efekty!
czwartek, 3 października 2013
Już od 2 miesięcy jestem na diecie :) Schudłam jak na razie 4,7 kg. :)
W dniu 5 sierpnia było 80,6 kg, jest 75,9 kg.
Jest początek października, czas więc na nowe pomiary :) Bardzo ładnie widać wyniki :)
W dniu 5 sierpnia było 80,6 kg, jest 75,9 kg.
Jest początek października, czas więc na nowe pomiary :) Bardzo ładnie widać wyniki :)
TALIA
|
BRZUCH
|
UDO
|
BIODRA
|
BIUST
|
RAMIĘ
(biceps) | |
2013-02-01
|
95
|
103
|
64
|
116
|
113
|
34
|
2013-02-25
|
93
|
103
|
64
|
113
|
113
|
32,5
|
2013-03-03
|
92
|
102
|
64
|
112
|
113
|
33
|
2013-03-30
|
90
|
101
|
63
|
110
|
112
|
33
|
2013-05-01
|
88
|
99
|
63
|
108
|
112
|
33
|
2013-06-01
|
86
|
97
|
63
|
108
|
110
|
32,5
|
2013-07-01
|
86
|
96
|
63
|
106
|
108
|
32,5
|
2013-08-01
|
86
|
96
|
63
|
106
|
108
|
32,5
|
2013-09-01
|
83
|
95
|
62
|
103
|
105
|
32
|
2013-10-01
|
81
|
92
|
62
|
103
|
105
|
32
|
Zostawiam Wam tę tabelkę i uciekam, bo ostatnio tyle pracy.... ale pilnuję, by zawsze był czas na właściwe posiłki :)
4 typy dziewczyn na siłowni :)
niedziela, 22 września 2013
A ty, którym typem jesteś? Bo ja zdecydowanie aspirująca do typu 4 :D
Przemyślenia przy śniadaniu
poniedziałek, 16 września 2013
fot. pinterest |
Zadowolenie z siebie, przypływ energii, poczucie kontroli nad życiem - to te dobre emocje;
Strach, panika, czarne myśli - to te złe.
Zarówno jedne jak i drugie przychodzą do mnie podczas odchudzania. Na zmianę, czasem parę razy dziennie. Emocjonalna sinusoida jest trudna do wytrzymania. Dlatego tak trudno zacząć.
Odchudzanie to jak duży projekt w pracy. Projekt "Ja". Wymaga planowania, wysiłku, inwestycji, czasu.
Planowanie.
Zaplanuj. Co będzie gotowane? Jaki plan posiłków? Co trzeba kupić? Dlaczego w tym sklepie są 2 regały z zupami w proszku i sokami w kartonach, a zdrowa żywność ściśnięta jest na jednej półeczce? Maliny już drogie, ale może jeszcze trochę kupię, odważę po 100 gram i zamrożę.
Wysiłek.
Jedź. Kup. Przydźwigaj. Rozpakuj.
Wyjmij. Umyj. Obierz. Posiekaj. Ugotuj. Poporcjuj. Umyj gary.
Pilnuj czasu. Wstajemy. Siku, ważenie: może być. Tabletka. Śniadanie. Do pracy biegnij. Herbata. Drugie śniadanie. Wytrzymaj. Obiad. Nie podjadaj. Herbata. Owoc! Znowu zapomniałaś? Kolacja.
Inwestycje.
Olej kokosowy, tylko extra virgin. Jest promocja? Bierzemy na zapas. Suszone morele normalne czy bio? Żurawina taka droga, a oni jeszcze walą do niej cukier i olej. Orzechy laskowe. W cenie złota. Nie podjadaj fig, wiesz ile one kosztują??? Przysługuje ci pół figi dziennie.
Czas.
Czemu tak wolno chudnę? W zeszłym miesiącu szło lepiej. Ta cholerna papryka gotuje się i gotuje. Dwie godziny w kuchni. Nie mam kiedy zjeść drugiego śniadania. Trening półtorej godziny, ale z dojazdem robią się już trzy. Jak ja mam to ogarnąć? Znowu niewyspana. Muszę lecieć do pracy, śniadanie dziś na wynos.
***
To jest mój sto pierwszy post. Blog powstał na samym początku roku, 4. stycznia. Nie miał nic wspólnego z noworocznymi postanowieniami, bo ja takich nie robię. Przez ten czas bardzo wiele się nauczyłam i powoli kiełkuje we mnie myśl, że być może kiedyś chciałabym się zajmować tym tematem zawodowo, jako coach odchudzania lub dietetyk. W tym roku mam jeszcze "za małe jaja", żeby się zdecydować na studia w tym kierunku, ale może w przyszłym, kto wie.
W moim pierwszym poście obiecałam opowiedzieć moją historię odchudzania i wkrótce wreszcie to zrobię. Tekst jest napisany, ale chcę go jeszcze przemyśleć. Mam nadzieję, że kogoś to zaciekawi.
Darmowe treningi w Krakowie i treningowe propozycje na weekend
czwartek, 5 września 2013
Nie każdy pracuje w korpo i ma w portfelu srebrzystą kartę Multisport, która umożliwia śmiganie po różnych klubach fitness :) Dlatego chciałam Wam dziś napisać o darmowych treningach, które odbywają się co tydzień w Krakowie, a także o wyjątkowych akcjach, które będą miały miejsce w najbliższy weekend.
W każdy czwartek o godzinie 19.00
na Placu na Groblach (u stóp Wawelu!) odbywają się otwarte treningi biegowe z wykładami trenera Radka organizowane przez All for Body. Wystarczy wziąć sportowy strój i być na czas na stadionie na Groblach. Zachęcam do obserwowania fanpage`a All for Body.
W najbliższą sobotę, 7 września, w klubie ROTUNDA (ul. Oleandry 1) odbędzie się impreza pod hasłem "Pomoc dla Beaty".
To charytatywny event zorganizowany by pomóc Beacie Jałocha, instruktorce fitness (pracowała w krakowskim klubie Atlantic) i fizjoterapeutce, która w maju uległa strasznemu wypadkowi. Na pewno słyszeliście o dziewczynie, na którą spadł skaczący z bloku samobójca- to właśnie Beacie przydarzył się ten wypadek, który zmienił jej życie o 180 stopni...
W sobotę w klubie Rotunda już od 9.00 w programie zajęcia Dance, Zumba, Fat Burning (datek na wejście 15 zł idzie w 100% na pomoc dla Beaty), oprócz tego licytacje, porady trenerów, pokazy makijażu, sztuk walki, tańca brzucha, animacje dla dzieci, wieczorem koncerty... Dzień dosłownie napakowany atrakcjami od rana do nocy. Szczegółowy program na stronie PomocDlaBeaty.pl. Jest w czym wybierać, a każda wydana przez Was złotówka trafi na leczenie Beaty.
W niedzielę, 8 września, w krakowskim klubie PLAŻA (Bulwar Wołyński, koło Hotelu Forum). Jacek Bilczyński poprowadzi otwarty trening. Treningi odbędą się o 3 godzinach: 17.30, 18.30 i 19.30. Oprócz treningu w programie fit poczęstunek, pokaz studia tańca i fitnessu Zumba 4 Life, loterię z nagrodami. Gościem specjalnym wydarzenia ma być znana z miłości do aktywności aktorka Joanna Jabłczyńska. :) Chęć obecności zgłaszajcie na adres: imprezy@eksmagazyn.pl w tytule maila wpisując: FIT Wakacje z Jackiem.
Ciekawe, czy są w Krakowie jeszcze jakieś darmowe treningi? Będę szukała takich informacji i na pewno podzielę się nimi z wami na blogu :) Życzę wszystkim bezbolesnego piątku i pięknego, ciepłego, aktywnego weekendu!
W każdy czwartek o godzinie 19.00
na Placu na Groblach (u stóp Wawelu!) odbywają się otwarte treningi biegowe z wykładami trenera Radka organizowane przez All for Body. Wystarczy wziąć sportowy strój i być na czas na stadionie na Groblach. Zachęcam do obserwowania fanpage`a All for Body.
fot. www.facebook.com/AllForBody |
W najbliższą sobotę, 7 września, w klubie ROTUNDA (ul. Oleandry 1) odbędzie się impreza pod hasłem "Pomoc dla Beaty".
To charytatywny event zorganizowany by pomóc Beacie Jałocha, instruktorce fitness (pracowała w krakowskim klubie Atlantic) i fizjoterapeutce, która w maju uległa strasznemu wypadkowi. Na pewno słyszeliście o dziewczynie, na którą spadł skaczący z bloku samobójca- to właśnie Beacie przydarzył się ten wypadek, który zmienił jej życie o 180 stopni...
W sobotę w klubie Rotunda już od 9.00 w programie zajęcia Dance, Zumba, Fat Burning (datek na wejście 15 zł idzie w 100% na pomoc dla Beaty), oprócz tego licytacje, porady trenerów, pokazy makijażu, sztuk walki, tańca brzucha, animacje dla dzieci, wieczorem koncerty... Dzień dosłownie napakowany atrakcjami od rana do nocy. Szczegółowy program na stronie PomocDlaBeaty.pl. Jest w czym wybierać, a każda wydana przez Was złotówka trafi na leczenie Beaty.
W niedzielę, 8 września, w krakowskim klubie PLAŻA (Bulwar Wołyński, koło Hotelu Forum). Jacek Bilczyński poprowadzi otwarty trening. Treningi odbędą się o 3 godzinach: 17.30, 18.30 i 19.30. Oprócz treningu w programie fit poczęstunek, pokaz studia tańca i fitnessu Zumba 4 Life, loterię z nagrodami. Gościem specjalnym wydarzenia ma być znana z miłości do aktywności aktorka Joanna Jabłczyńska. :) Chęć obecności zgłaszajcie na adres: imprezy@eksmagazyn.pl w tytule maila wpisując: FIT Wakacje z Jackiem.
Ciekawe, czy są w Krakowie jeszcze jakieś darmowe treningi? Będę szukała takich informacji i na pewno podzielę się nimi z wami na blogu :) Życzę wszystkim bezbolesnego piątku i pięknego, ciepłego, aktywnego weekendu!
Czekoladowe ciasto na diecie? No jasne!!! :)
wtorek, 3 września 2013
Jedną z moich "ulubionych" diet była i jest dieta South Beach. Niegdyś na forum poświęconym tej diecie zamieszczony został przepis na ciasto, które można piec i jeść nawet w pierwszej, najbardziej restrykcyjnej fazie tej diety.
Ja piekłam je wielokrotnie w formie muffinek. Testowałam na wielu osobach. Wszystkim smakowało i nikt nawet nie podejrzewał, że je ciasto bez mąki, bez cukru, zrobione na... fasoli :) Fasola ma dużo białka i jako roślina strączkowa jest produktem akceptowanym w większości diet, jakie znam.
Zachęcam do własnych eksperymentów i modyfikacji...
Oto przepis :)
Dietoprzyjazne czekoladowe muffiny z fasoli!
w oryginale "FASOLOWE BROWNIE o smaku piernika"
Składniki (na około 9-10 muffinków):
1 puszka białej fasoli
4 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżeczki prawdziwego kakao (żadne tam nesquicki!)
1/3 szklanki słodzika lub 1/5 szklanki stewii w proszku
0,5 szklanki odtłuszczonego mleka w proszku
2 łyżki oleju kokosowego lub oliwy z oliwek
Opcjonalne dodatki:
Bakalie, orzechy, kawałki gorzkiej czekolady,
2 łyżeczki przyprawy do piernika,
0,5 łyżeczki cynamonu,
aromat o ulubionym zapachu.
Sposób przygotowania:
1. Fasolę opłukać pod wodą i odsączyć, pozbywamy jej w ten sposób 40% sodu który tkwi w zalewie.
2. Do blendera wrzucić kolejno (kolejność nieprzypadkowa - dzięki temu będzie łatwiej wszystko zmieszać): 2 jajka, fasolę, kakao, mleko w proszku, proszek do pieczenia, aromat, przyprawy, słodzik i olej, 2 jajka.
3. Wszystko zmiksować na gładką masę. Serio się przyłóżcie do miksowania, nie ma nic gorszego niż mina teściowej, która znajduje całą fasolę w ciastku. ;)
4. Dodać wybrane bakalie,orzechy, czekoladę i wymieszać.
5. Wlać do formy (można użyć silikonowych - bez tłuszczu). Forma może być jakakolwiek - ciasto wychodzi równie wspaniale w formie muffinków, ale tez w keksówce, czy normalnej prostokątnej.
6. Piec w 180 stopniach przez 35-45 minut (do "suchego patyczka", zależy jaką formę ciasta wybierzecie - muffinki pieką się nawet w 30 minut)
Ja robię to ciasto bez żadnych aromatów, proste, czekoladowe. Znakomicie zastępuje dawne kaloryczne słodkości do porannej kawy. Każdy kto słyszy o tym przepisie jest sceptyczny, a potem zadowolony z rezultatów. Warto więc spróbować- zapewniam :)
Ja piekłam je wielokrotnie w formie muffinek. Testowałam na wielu osobach. Wszystkim smakowało i nikt nawet nie podejrzewał, że je ciasto bez mąki, bez cukru, zrobione na... fasoli :) Fasola ma dużo białka i jako roślina strączkowa jest produktem akceptowanym w większości diet, jakie znam.
Zachęcam do własnych eksperymentów i modyfikacji...
Oto przepis :)
Dietoprzyjazne czekoladowe muffiny z fasoli!
w oryginale "FASOLOWE BROWNIE o smaku piernika"
Składniki (na około 9-10 muffinków):
1 puszka białej fasoli
4 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżeczki prawdziwego kakao (żadne tam nesquicki!)
1/3 szklanki słodzika lub 1/5 szklanki stewii w proszku
0,5 szklanki odtłuszczonego mleka w proszku
2 łyżki oleju kokosowego lub oliwy z oliwek
Opcjonalne dodatki:
Bakalie, orzechy, kawałki gorzkiej czekolady,
2 łyżeczki przyprawy do piernika,
0,5 łyżeczki cynamonu,
aromat o ulubionym zapachu.
Sposób przygotowania:
1. Fasolę opłukać pod wodą i odsączyć, pozbywamy jej w ten sposób 40% sodu który tkwi w zalewie.
2. Do blendera wrzucić kolejno (kolejność nieprzypadkowa - dzięki temu będzie łatwiej wszystko zmieszać): 2 jajka, fasolę, kakao, mleko w proszku, proszek do pieczenia, aromat, przyprawy, słodzik i olej, 2 jajka.
3. Wszystko zmiksować na gładką masę. Serio się przyłóżcie do miksowania, nie ma nic gorszego niż mina teściowej, która znajduje całą fasolę w ciastku. ;)
4. Dodać wybrane bakalie,orzechy, czekoladę i wymieszać.
5. Wlać do formy (można użyć silikonowych - bez tłuszczu). Forma może być jakakolwiek - ciasto wychodzi równie wspaniale w formie muffinków, ale tez w keksówce, czy normalnej prostokątnej.
6. Piec w 180 stopniach przez 35-45 minut (do "suchego patyczka", zależy jaką formę ciasta wybierzecie - muffinki pieką się nawet w 30 minut)
Ja robię to ciasto bez żadnych aromatów, proste, czekoladowe. Znakomicie zastępuje dawne kaloryczne słodkości do porannej kawy. Każdy kto słyszy o tym przepisie jest sceptyczny, a potem zadowolony z rezultatów. Warto więc spróbować- zapewniam :)
Tabela moich wymiarów- postępy po 7 miesiącach :)
niedziela, 1 września 2013
Skończył się sierpień... to był cudowny efektywny miesiąc :) Niezbyt wiele treningów, jeden tydzień urlopu, ale wreszcie zaczęłam dietę i trzymam ją od początku miesiąca. Mimo grzeszków (raczej z konieczności niż z wyboru) są rezultaty! Co ważne, widzę je nie tylko ja, ale i ludzie dookoła. Dżinsy spadają, trzeba było kupić nowe.
Od początku sierpnia przeszłam na dietę strukturalną. Zaczęłam od zamawiania przez tydzień diety z dostawą do domu, potem zaczęłam gotować sama. Stosuję przepisy na potrawy i koktajle z książek doktora Bardadyna. Nowym osobom polecam moje posty o cateringu 1200 kcal według diety strukturalnej.
Schemat mojego dnia wygląda tak:
9.00 Śniadanie
koktajl 250-300 ml i 1 kromka razowa (30g) z serkiem, warzywami, ew. wędliną drobiową;
12.00 Przekąska
20 g orzechów // 15 g orzechów i 1 kostka gorzkiej czekolady // 4 kostki gorzkiej czekolady;
14.30 Obiad
bardzo często jest to makaron pełnoziarnisty lub ryż parboiled z mięskiem i warzywami lub sosem z warzyw, czasem zupa z warzyw;
17.00 Podwieczorek
Owoc 150 g;
21.00-22.00 Kolacja
Koktajl 250-300 ml.
Nie jest to profesjonalna rozpiska ale mój prywatny schemat, godziny tak mi zazwyczaj "wychodzą". Przyznam, że parę miesięcy temu ten plan by mnie przeraził (zjadałam po dwie kromki chleba na śniadanie i na kolację), ale dziś jest to dla mnie normalny sposób jedzenia i nie jestem głodna. Raz na kilka dni wypiję kawę z mlekiem, zjem coś dodatkowego. Staram się jednak, by było to COŚ zdrowego. Nie myślcie, że jest mi łatwo. W sklepie nieziemsko ciągnie mnie do chipsów, ale walczę ze sobą i jak na razie jest to walka wygrana.
Oto jak prezentuje się tabelka postępów. W zeszłym miesiącu jej nie wrzuciłam na bloga, bo nie miałam się czym pochwalić. :<
Jestem pozytywnie zaskoczona spadkiem wymiaru w talii. Spadł również biust- zauważyłam to po stanikach :) Pięknie wygląda też postęp w biodrach. Nie chwaląc się, kupiłam wczoraj dżinsy o 1 rozmiar mniejsze. :)
Jak widać, w ciągu 7 miesięcy ćwiczeń (w tym 1 miesiąc diety) pozbyłam się:
12 cm z talii
8 cm z brzucha
2 cm z uda
13 cm z bioder
2 cm z ramienia
Oraz w ciągu miesiąca 3 kg z wagi - w dniu 5 sierpnia startowałam z wagą 80,6 kg. Dziś jest 77,6 kg. :)
Jestem bardzo zadowolona :) !!!
Od początku sierpnia przeszłam na dietę strukturalną. Zaczęłam od zamawiania przez tydzień diety z dostawą do domu, potem zaczęłam gotować sama. Stosuję przepisy na potrawy i koktajle z książek doktora Bardadyna. Nowym osobom polecam moje posty o cateringu 1200 kcal według diety strukturalnej.
Schemat mojego dnia wygląda tak:
9.00 Śniadanie
koktajl 250-300 ml i 1 kromka razowa (30g) z serkiem, warzywami, ew. wędliną drobiową;
12.00 Przekąska
20 g orzechów // 15 g orzechów i 1 kostka gorzkiej czekolady // 4 kostki gorzkiej czekolady;
14.30 Obiad
bardzo często jest to makaron pełnoziarnisty lub ryż parboiled z mięskiem i warzywami lub sosem z warzyw, czasem zupa z warzyw;
17.00 Podwieczorek
Owoc 150 g;
21.00-22.00 Kolacja
Koktajl 250-300 ml.
Nie jest to profesjonalna rozpiska ale mój prywatny schemat, godziny tak mi zazwyczaj "wychodzą". Przyznam, że parę miesięcy temu ten plan by mnie przeraził (zjadałam po dwie kromki chleba na śniadanie i na kolację), ale dziś jest to dla mnie normalny sposób jedzenia i nie jestem głodna. Raz na kilka dni wypiję kawę z mlekiem, zjem coś dodatkowego. Staram się jednak, by było to COŚ zdrowego. Nie myślcie, że jest mi łatwo. W sklepie nieziemsko ciągnie mnie do chipsów, ale walczę ze sobą i jak na razie jest to walka wygrana.
Oto jak prezentuje się tabelka postępów. W zeszłym miesiącu jej nie wrzuciłam na bloga, bo nie miałam się czym pochwalić. :<
TALIA
|
BRZUCH
|
UDO
|
BIODRA
|
BIUST
|
RAMIĘ
(biceps) | |
2013-02-01
|
95
|
103
|
64
|
116
|
113
|
34
|
2013-02-25
|
93
|
103
|
64
|
113
|
113
|
32,5
|
2013-03-03
|
92
|
102
|
64
|
112
|
113
|
33
|
2013-03-30
|
90
|
101
|
63
|
110
|
112
|
33
|
2013-05-01
|
88
|
99
|
63
|
108
|
112
|
33
|
2013-06-01
|
86
|
97
|
63
|
108
|
110
|
32,5
|
2013-07-01
|
86
|
96
|
63
|
106
|
108
|
32,5
|
2013-08-01
|
86
|
96
|
63
|
106
|
108
|
32,5
|
2013-09-01
|
83
|
95
|
62
|
103
|
105
|
32
|
Jestem pozytywnie zaskoczona spadkiem wymiaru w talii. Spadł również biust- zauważyłam to po stanikach :) Pięknie wygląda też postęp w biodrach. Nie chwaląc się, kupiłam wczoraj dżinsy o 1 rozmiar mniejsze. :)
Jak widać, w ciągu 7 miesięcy ćwiczeń (w tym 1 miesiąc diety) pozbyłam się:
12 cm z talii
8 cm z brzucha
2 cm z uda
13 cm z bioder
2 cm z ramienia
Oraz w ciągu miesiąca 3 kg z wagi - w dniu 5 sierpnia startowałam z wagą 80,6 kg. Dziś jest 77,6 kg. :)
Jestem bardzo zadowolona :) !!!
Etykiety:
dieta,
dieta strukturalna,
efekty diety,
postępy w odchudzaniu,
wymiary
Zupa krem paprykowo-marchewkowy
środa, 28 sierpnia 2013
Dziś zupa mojego przepisu :) Idealna na teraz, gdy cena kilograma czerwonej papryki leci w dół (wczoraj płaciłam 4 zł/kg!) W zamyśle zupa miała być pomidorowo-paprykowa, ale zrezygnowałam z pomidorów, bo bałam się zbyt kwaśnego smaku. Zamiast nich postawiłam na marchewki. Ma przepiękny, optymistyczny pomarańczowy kolor. Bardzo przypadła do gustu mnie i mojemu Mężowi, który generalnie nie przepada za zupami. Świetnie nada się dla dzieci, bo jest lekko słodka w smaku.
Składniki na 6-8 porcji:
- 4 czerwone papryki
- 5 sporych marchewek
- 2 średniej wielkości cebule
- 2 szklanki bulionu (ja użyłam bezglutenowego bulionu warzywnego w kostce)
- 100 ml chudej śmietany lub 100 ml mleka 2%
- gałązka świeżego rozmarynu
- pieprz, sól, papryka w proszku słodka lub ostra.
- opcjonalnie: oliwa z oliwek extra vergine, prażone pestki dyni, ser feta.
Wykonanie:
- Marchewki obrać ze skórki, papryki przeciąć na pół, usunąć gniazda nasienne. Marchewki i paprykę (skórką do góry) ułożyć na blasze wyłożonej papierem lub folią aluminiową i piec w piekarniku przez 40 minut w temperaturze 200 stopni. Wystudzić.
- Podczas gdy warzywa się pieką, zagotować w bulionie 2 cebule.
- Z upieczonych papryk usunąć skórę (po upieczeniu powinna sama odchodzić). Papryki i marchewki wrzucić do bulionu.
- Blenderem zmiksować bulion z warzywami na krem, dodać śmietanę i posiekane świeże igiełki rozmarynu. Doprawić do smaku pieprzem, solą, papryką w proszku.
- Podawać skropiony oliwą, z fetą pokrojoną w kostkę. Można posypać pestkami dyni uprażonymi na suchej patelni.
Etykiety:
gotowanie,
gotowanie na diecie,
gotowanie w domu,
zupa,
zupa krem
Co słychać w kuchni?
środa, 21 sierpnia 2013
Wakacje chylą się ku końcowi, a ja napawam się ich ostatnimi dniami. Mam trochę pracy, ale w większości są to "papiery", które mogę robić w domu. Dom, to kuchnia. A w kuchni ostatnio sporo się dzieje, bo oboje staramy się zdrowo jeść, a to oznacza przygotowywanie posiłków w domu.
Na początek ciekawostka: omlet, który dla mnie jest bardziej jak ciasto niż omlet. W skład wchodzą 4 białka jaj, 2 żółtka, kakao, stewia, odżywka białkowa, twaróg, i coś tam jeszcze... Dziwne jedzenie dla pakerów ;) od razu wyjaśniam, że jada to mój Mąż, a nie ja :) Nie lubię omletów.
Jeden z moich ostatnich obiadków to placki cukiniowo-ziemniaczane popijane pysznym kefirem.
Wczorajsze ZEN osiągnęłam właśnie w kuchni :) Uwielbiam mieć czas i gotować.
Kupiłam 850 gramów pieczeni wołowej (w sklepie mielą na życzenie) i w domu wzięłam się do robienia klopsików. Dodałam jajko, musztardę (krem z gorczycy z miodem), ketchup, sól, pieprz, suszone oregano i posiekaną gałązkę świeżego rozmarynu.
Z mięsa formowałam klopsiki o średnicy 2,5 - 3 cm, które układałam w plastikowym opakowaniu tak, by się nie dotykały i przekładałam woreczkami foliowymi.
Tak przygotowany zapas klopsików powędrował do zamrażalnika. Przyda się, gdy trzeba będzie zrobić szybki obiad, a lodówka będzie pusta :)
Oczywiście nie wszystko zamroziłam- jedna porcja była przeznaczona dla mnie na obiad!
Było to naprawdę bardzo smakowite i sycące danie :)
Składniki: 2 cukinie, 2 ziemniaki, 2 łyżki mąki, 1 jajko, ząbek czosnku, sól, pieprz. Są jeszcze lepsze, gdy doda się trochę twarożku. Smażyłam na patelni teflonowej lekko przetartej oliwą.
A tu koktajl wiśniowo- czekoladowy. Moje śniadanko :)
Będzie cały duży wpis o koktajlach, gdy będę miała zrobione więcej zdjęć :) Niedługo, mam nadzieję!
Koktajle jem na śniadanie (+1 kromka pieczywa) i na kolację (jako samodzielny posiłek). Waga spada, aż miło patrzeć, a koktajle są bardzo sycące dzięki zawartości otrębów. Otrąb? Otrębów? Zawsze mam z tym problem ;)
Będzie cały duży wpis o koktajlach, gdy będę miała zrobione więcej zdjęć :) Niedługo, mam nadzieję!
Koktajle jem na śniadanie (+1 kromka pieczywa) i na kolację (jako samodzielny posiłek). Waga spada, aż miło patrzeć, a koktajle są bardzo sycące dzięki zawartości otrębów. Otrąb? Otrębów? Zawsze mam z tym problem ;)
Kupiłam 850 gramów pieczeni wołowej (w sklepie mielą na życzenie) i w domu wzięłam się do robienia klopsików. Dodałam jajko, musztardę (krem z gorczycy z miodem), ketchup, sól, pieprz, suszone oregano i posiekaną gałązkę świeżego rozmarynu.
W międzyczasie na kuchence pyrkał sobie najprostszy na świecie sos pomidorowy- pomidory lima i czosnek.
Z mięsa formowałam klopsiki o średnicy 2,5 - 3 cm, które układałam w plastikowym opakowaniu tak, by się nie dotykały i przekładałam woreczkami foliowymi.
Tak przygotowany zapas klopsików powędrował do zamrażalnika. Przyda się, gdy trzeba będzie zrobić szybki obiad, a lodówka będzie pusta :)
Oczywiście nie wszystko zamroziłam- jedna porcja była przeznaczona dla mnie na obiad!
Tak wyglądał mój gotowy obiad. Do klopsików ugotowałam sobie pełnoziarniste spaghetti oraz użyłam sosu z pomidorów i czosnku. Do tego kawałeczki pysznej mozzarelli.
Było to naprawdę bardzo smakowite i sycące danie :)
Mój najbliższy plan to ugotowanie odchudzającej grochówki ;)
W rabczańskim SPA - tydzień o zapachu solanki :)
sobota, 17 sierpnia 2013
Po lawinie notek cateringowych nastąpiła z mojej strony cisza ;) Jej powodem jest urlop, który spędzamy w Rabce-Zdroju. Poniższą notkę pisałam w odcinkach przez cały pięciodniowy pobyt, więc przepraszam za chaos :) Jutro z rana wracamy do domu, pora dokończyć i opublikować ten wpis.
***
Rabka-Zdrój to mocno zapyziały, prawie górski kurort pełen emerytów i małych dzieci. Pary w naszym wieku stanowią zdecydowaną mniejszość! Na przyjazd tutaj zdecydowaliśmy się tylko dlatego, że znalazłam na którymś z portali zakupów grupowych fajną ofertę noclegu z wyżywieniem.
W samej Rabce zadziwiła nas ilość ruder, domów na sprzedaż, zaniedbanych posesji. Gdy tylko trafi się na coś nowego, ładnego lub zadbanego, to jet to opatrzone tablicą informującą o dofinansowaniu z Unii. Rabczanie chyba muszą lubić Unię Europejską, bo pieniądze z funduszy chociaż trochę pomogły poprawić wizerunek ich miasta.
***
Rabka-Zdrój to mocno zapyziały, prawie górski kurort pełen emerytów i małych dzieci. Pary w naszym wieku stanowią zdecydowaną mniejszość! Na przyjazd tutaj zdecydowaliśmy się tylko dlatego, że znalazłam na którymś z portali zakupów grupowych fajną ofertę noclegu z wyżywieniem.
W samej Rabce zadziwiła nas ilość ruder, domów na sprzedaż, zaniedbanych posesji. Gdy tylko trafi się na coś nowego, ładnego lub zadbanego, to jet to opatrzone tablicą informującą o dofinansowaniu z Unii. Rabczanie chyba muszą lubić Unię Europejską, bo pieniądze z funduszy chociaż trochę pomogły poprawić wizerunek ich miasta.
Nasz hotel Rabczański Zdrój Medical SPA to ładnie urządzony, nowy obiekt.
Dostaliśmy bardzo duży pokój, urządzony w kolorach, które bardzo mi odpowiadają. Pokój oczywiście z łazienką, balkonem, TV, internetem oraz z lodówką!
W hotelu jest małe SPA, z dostępną cały czas sauną suchą i parową oraz jacuzzi (jak dla mnie za bardzo nachlorowane).
Strefa Saun- Rabczański Zdrój Medical SPA |
Sauna solna- Rabczański Zdrój Medical SPA |
Hotel położony jest tuż przy Parku Zdrojowym, w którym ciekawą i niespotykaną atrakcją jest Tężnia Solankowa (na zdjęciu po prawej). Tuż przy Tężni jest kawiarnia (po lewej).
Tężnia solankowa to "inhalatorium na wolnym
powietrzu. Jest to jedyny tego typu obiekt w Małopolsce. Środek tężni
stanowi kolumna obudowana drewnianym rusztem, który wypełniony został
gałązkami tarniny. Z znajdującego się w pobliżu odwiertu „Helena”
solanka transportowana jest na szczyt kolumny tężni, a opadając
rozpryskuje się na gałęziach i tworzy wokół tężni solankowy mikroklimat.
Korzystanie z tężni polega na spacerowaniu wokół kolumny i wdychaniu
solankowego aerozolu." (za: http://www.it.rabka.pl/)
Wnętrze kawiarenki przy Tężni jest sympatycznie urządzone.
Tuż przy barze opis serwowanych trunków :)
Kubek wody w pijalni kosztuje 1 zł. "Obaliłam" wodę JAN i STEFAN. ;) Stefan lepszy :)
Na każdym kroku można kupić kosmetyki "Solankowe SPA". Znam je i lubię nie od dziś :) Ceny są prawie takie same jak w Krakowie, więc prawie nic nie kupowałam, by nie dźwigać.
Wraz z naszym pobytem dostaliśmy w prezencie po jednym masażu pleców oraz po jednym zabiegu od hotelowego SPA do wyboru. Ja wybrałam zabieg rewitalizująco-odmładzający (na kosmetykach żurawinowych ORGANIQUE), a mój Mąż kąpiel w piwie, oczywiście z kuflem piwa w dłoni. ;)
Mój zabieg rozpoczął się od zwilżenia ciała ciepłym, mokrym ręcznikiem i wykonania peelingu całego ciała. Peeling był zrobiony bardzo łagodnie, z użyciem malutkiej (chciało by się rzec: oszczędnej) ilości produktu. Dla mnie za łagodnie, ale ja lubię mocne zdzieranie. ;) Następnie Pani posmarowała mnie maską do ciała. Ta część zabiegu trwała 15 minut. Zostałam owinięta w folię, przykryta grzejącym kocykiem i tak leżałam sobie 20 minut. Potem dostałam ręcznik i mogłam iść pod prysznic. Wróciłam, myśląc, że będzie coś jeszcze, jakiś balsam do ciała. Nie, to wszystko. Koniec. Cena z cennika: 90 zł. Miło było, ale nie warto! Za 90 zł można sobie kupić w Organique dwa porządne produkty, które wystarczą na parę(naście) zastosowań.
Podczas gdy ja leżałam pod kocem z resztkami peelingu wbijającego mi się w różne części ciała, mój Mąż leżał sobie w wannie z hydromasażem (edit: nie byla to zwykła wanna tylko kapsuła kosmetyczna) wypełnionej "roztworem piwnym" i popijał ciemne piwo. Trudno z niego wyciągnąć jakieś recenzje ;)
Ja: Zapłaciłbyś za taką kąpiel 85 zł?
On: Nie.
Ja: To ile wg Ciebie jest wart taki zabieg?
On: 30 zł.. no, z piwem to może 40 zł.
Ja: Co robiłeś podczas tej kąpieli?
On: Myślałem.
Ja: Odczułeś jakąś różnicę na skórze?
On: Nie.
Ja: A co ci się najbardziej podobało?
On: Ty w tych stringach jednorazowych.
:D
Takie to rozmowy z facetem o pobycie w SPA :)
***
W jeden z dni byliśmy na pięciogodzinnym pakiecie SPA w pobliskim ośrodku. To wystukałam na komórce:
Ale błoga nuda! Spędzam piątą godzinę na zdrowotnych zabiegach w Centrum Zdrowia i Urody. Leżę sobie właśnie w jaskini solnej i wdycham podobno jakieś dobre powietrze ;) Moim zdaniem pachnie tu trochę jak w sklepie zoologicznym, a najładniej pachnącym obiektem jestem ja.
W jeden z dni byliśmy na pięciogodzinnym pakiecie SPA w pobliskim ośrodku. To wystukałam na komórce:
Ale błoga nuda! Spędzam piątą godzinę na zdrowotnych zabiegach w Centrum Zdrowia i Urody. Leżę sobie właśnie w jaskini solnej i wdycham podobno jakieś dobre powietrze ;) Moim zdaniem pachnie tu trochę jak w sklepie zoologicznym, a najładniej pachnącym obiektem jestem ja.
Dzień zaczęliśmy od inhalacji solankowej- 15 minut w zielonej pelerynce z kapturem w bardzo zaparowanym pomieszczeniu :) Następnie pół godziny w jacuzzi a po tym 15 minut w wannie z solanką. Po kąpieli przebrałam się w ręcznik i przyszedł czas na relaks w saunie, a po niej na masażu olejkiem z passiflory. Po relaksującym masażu zrobiono mi mocny, solno-cukrowy peeling. Na koniec pani wmasowała w całe moje ciało bogate masło Organique o zapachu magnolii.
Samo Centrum Zdrowia i Urody to mega komunistyczny obiekt, tylko pomieszczenia SPA są ładne i nowocześnie wykończone. Notabene jeden z gabinetów SPA był tuż obok gabinetu ginekologa na NFZ. Śmieszne.
Samo Centrum Zdrowia i Urody to mega komunistyczny obiekt, tylko pomieszczenia SPA są ładne i nowocześnie wykończone. Notabene jeden z gabinetów SPA był tuż obok gabinetu ginekologa na NFZ. Śmieszne.
***
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie odwiedzili przy okazji Białki Tatrzańskiej, a konkretnie Saunarium w Terma Białka. Był to wspaniały dzień. Pogoda dopisała, a na baseny waliły dzikie tłumy. :) W drodze powrotnej zjedliśmy obiad we włoskiej restauracji Villa Toscana w Nowym Targu (polecam). Następną wizytę w Białce planujemy dopiero na październik, o ile uda się wziąć wtedy krótki urlop.
Poniczanka w Rabce-Zdroju |
A na koniec zachód słońca.. Codziennie piękny i kolorowy :)
Etykiety:
hotel SPA,
Medical SPA,
Rabka,
Rabka-Zdrój,
SPA,
szukam hotelu SPA
Narodowa faza na burgery! Czy tak można na diecie? :>
wtorek, 13 sierpnia 2013
Czy tylko ja mam wrażenie, że zapanowała wielka miejska faza na burgery? I to broń Boże nie takie z sieciówek, tylko wymyślnie skomponowane, robione od A do Z na naszych oczach. Po latach triumfów wykwintnego, drogo wycenionego sushi, wszyscy marzą teraz tylko o tym, żeby zatopić zęby w bułce z soczystą wołowiną!
W Krakowie najnowsza miejscówka z burgerami nazywa się Burgertata i jest ogromnie popularna. Właściwie to nie miejscówka, bo burgery nie są sprzedawane w lokalu, ale prosto z pomarańczowego auta. :) Auto stoi zaparkowane w centrum Krakowa, na podwórku przy Krupniczej 6 - słynnej studenckiej trasie przelotowej "uczelnie -> Rynek Główny".
Wybieramy spośród 11 modeli, ale można wybrzydzać, dodawać składniki, odejmować, burgery można dostać w bułce razowej, to jest miłe zaskoczenie! Jest to również jedyne miejsce, gdzie pytają o stopień wysmażenia mięsa.
Na zdjęciu poniżej model classic. Powiedzcie mi proszę, co jest w tym zdrożnego lub kłócącego się ze zdrową dietą: bułka razowa, świeża wołowina, pomidor, ogórek, cebula, sałata i trochę keczupu. Ja tu nic złego nie widzę!
Oczywiście nie zamawiam wersji z serem i bekonem, to zostawiam osobom, które mogą sobie na to pozwolić. Na przykład mój Mąż- jego burgera widzicie po prawej- w białej bułce, z serem.. udało mi się go tym razem namówić, żeby nie zamawiał bekonu. :) W końcu jest aktywnym facetem i nie po to trenuje, żeby wyglądać jak Boczek (jesteś tym, co jesz!) ;)
To trochę szalone pisać na blogu o odchudzaniu o burgerach, o szybkim ulicznym jedzeniu. Jednak to mój blog i nikt mi nie zabroni ;) Taki burger raz w tygodniu na pewno nie uczyni szkód mojej diecie, co zresztą widzę w praktyce.
Jeśli przeze mnie zgłodniałyście, to przepraszam :) Pamiętajcie jednak, że takiego klasycznego burgera bardzo łatwo można przygotować sobie w domu. Przy okazji wizyty w Krakowie nie wpadajcie jednak do Maka na Szewskiej, tylko zróbcie o 2 minuty dłuższy spacer pod Teatr Bagatela.. a tam już zaraz za rogiem czeka Burgertata!
PS. Ceny u Burgertaty są bardzo przystępne: 12-16 zł.
PPS. Wychodzi na to, że popełniłam właśnie moją pierwszą kulinarną recenzję. Będą kolejne! Nie zabijcie mnie za to ;)
PPPS. Znalazłam przepis na burgery Magdy Gessler, zestaw przypraw wygląda ciekawie. Muszę kiedyś wypróbować :)
Catering dietetyczny- podsumowanie, wrażenia, przemyślenia
sobota, 10 sierpnia 2013
Zakończył się 5-dniowy okres testowania przeze mnie usługi cateringu dietetycznego. Mój organizm przeżył nie lada szok po ograniczeniu kaloryczności posiłków do 1200 kcal. Strach pomyśleć, ile zjadałam wcześniej. Myślę, że mogło to być 2200 lub nawet 2400 kcal.
W trakcie tego tygodnia byłam raz na godzinnym treningu aerobowym (bieżnia + crosstrainer) oraz dwa razy na treningu siłowym w superseriach, po którym wykonywałam 15-30 minut aerobów na crosstrainerze.
Po wielomiesięcznym okresie wagowej stagnacji waga wreszcie ruszyła w dół.
Przypomnę moją wagę początkową: 80,6 kg. Dziś rano moja waga pokazała 78,5 kg!!! W ciągu tygodnia ubyło mi 2 kilogramy!
Czas ocenić samą usługę dietetycznego cateringu :)
Plusy:
+ Schudłam ;)
+ Przekonałam się, jak można jedząc mało nie tyle przeżyć, ale mieć bardzo dużo pozytywnej energii;
+ Dostawy były realizowane terminowo, dostawca nigdy się nie spóźnił;
+ Taki catering to wielka wygoda, nie trzeba gotować, wystarczy wyjąć jedzenie z lodówki i odgrzać w mikrofalówce. Miałam dużo więcej czasu dla siebie.
+ Wszystkie produkty i potrawy były świeże, prawie wszystkie były smaczne (niechlubnym wyjątkiem były dwie surówki oraz bezsmakowa ryżowa sałatka na kolację, przy której się zbuntowałam i nie zjadłam).
Minusy:
- Nie dostałam obiecanego na stronie pakietu informacyjnego ("pakiet rad i wskazówek na temat odchudzania od Dr Marka Bardadyna, w tym plan posiłków, rady Dr Bardadyna dotyczące stosowania diety, listę produktów strukturalnych, Ćwiczenia Odmładzające oraz tabelę kontroli efektów kuracji").
- Miałam wątpliwości dotyczące zasadności użycia niektórych potraw, które otrzymałam (np. dostałam dwa razy biały ryż, choć w diecie strukturalnej zaleca się ryż brązowy lub dziki+parboiled). Wnioskuję z tego, że wykonawca cateringu oszczędza jak się da na produktach stosując ich tańsze, mniej zdrowe zamienniki.
- Cena. Nie stać mnie na płacenie na dłuższą metę 59 zł za dzień odżywiania. Wiadomo, że płacimy nie tylko za produkty, ale za dostawę, za to, że ktoś to przygotował, ugotował i musi zarobić.
Podsumowując, nie uważam zainwestowanych pieniędzy za stracone. Podczas tego tygodnia schudłam, były chwile, gdy byłam bardzo głodna, ale nie opuszczała mnie pozytywna energia.
Wejście w dietę było bardzo łagodne, nie bolała mnie głowa, nie było mi zimno, nie byłam osłabiona (tak miałam przy diecie South Beach).
Miałam też okazję do przemyśleń. Zamówienie cateringu o wartości energetycznej 1200 kcal dało mi do myślenia, jak dużo błędów popełniałam w moim dotychczasowym żywieniu i o ile za dużo w siebie wpychałam.
Mam na dzieję, że nie zmarnuję uzyskanych efektów i niedługo będę się Wam mogła pochwalić jeszcze większymi. Wczoraj wieczorem po treningu poszliśmy na zakupy. Kupiłam otręby owsiane, siemię lniane, pestki, różne orzechy, suszone morele i figi.
Dzisiejszy dzień zaczęłam od przygotowania sobie białego koktajlu i kromki pełnoziarnistego pieczywa z serem białym i pomidorem. Już wiem, że nie potrzebuję dwóch kromek z wędliną i fury jajecznicy smażonej na maśle. Do szczęścia potrzeba znacznie mniej :)
W trakcie tego tygodnia byłam raz na godzinnym treningu aerobowym (bieżnia + crosstrainer) oraz dwa razy na treningu siłowym w superseriach, po którym wykonywałam 15-30 minut aerobów na crosstrainerze.
Po wielomiesięcznym okresie wagowej stagnacji waga wreszcie ruszyła w dół.
Przypomnę moją wagę początkową: 80,6 kg. Dziś rano moja waga pokazała 78,5 kg!!! W ciągu tygodnia ubyło mi 2 kilogramy!
Czas ocenić samą usługę dietetycznego cateringu :)
Plusy:
+ Schudłam ;)
+ Przekonałam się, jak można jedząc mało nie tyle przeżyć, ale mieć bardzo dużo pozytywnej energii;
+ Dostawy były realizowane terminowo, dostawca nigdy się nie spóźnił;
+ Taki catering to wielka wygoda, nie trzeba gotować, wystarczy wyjąć jedzenie z lodówki i odgrzać w mikrofalówce. Miałam dużo więcej czasu dla siebie.
+ Wszystkie produkty i potrawy były świeże, prawie wszystkie były smaczne (niechlubnym wyjątkiem były dwie surówki oraz bezsmakowa ryżowa sałatka na kolację, przy której się zbuntowałam i nie zjadłam).
Minusy:
- Nie dostałam obiecanego na stronie pakietu informacyjnego ("pakiet rad i wskazówek na temat odchudzania od Dr Marka Bardadyna, w tym plan posiłków, rady Dr Bardadyna dotyczące stosowania diety, listę produktów strukturalnych, Ćwiczenia Odmładzające oraz tabelę kontroli efektów kuracji").
- Miałam wątpliwości dotyczące zasadności użycia niektórych potraw, które otrzymałam (np. dostałam dwa razy biały ryż, choć w diecie strukturalnej zaleca się ryż brązowy lub dziki+parboiled). Wnioskuję z tego, że wykonawca cateringu oszczędza jak się da na produktach stosując ich tańsze, mniej zdrowe zamienniki.
- Cena. Nie stać mnie na płacenie na dłuższą metę 59 zł za dzień odżywiania. Wiadomo, że płacimy nie tylko za produkty, ale za dostawę, za to, że ktoś to przygotował, ugotował i musi zarobić.
Podsumowując, nie uważam zainwestowanych pieniędzy za stracone. Podczas tego tygodnia schudłam, były chwile, gdy byłam bardzo głodna, ale nie opuszczała mnie pozytywna energia.
Wejście w dietę było bardzo łagodne, nie bolała mnie głowa, nie było mi zimno, nie byłam osłabiona (tak miałam przy diecie South Beach).
Miałam też okazję do przemyśleń. Zamówienie cateringu o wartości energetycznej 1200 kcal dało mi do myślenia, jak dużo błędów popełniałam w moim dotychczasowym żywieniu i o ile za dużo w siebie wpychałam.
Mam na dzieję, że nie zmarnuję uzyskanych efektów i niedługo będę się Wam mogła pochwalić jeszcze większymi. Wczoraj wieczorem po treningu poszliśmy na zakupy. Kupiłam otręby owsiane, siemię lniane, pestki, różne orzechy, suszone morele i figi.
Dzisiejszy dzień zaczęłam od przygotowania sobie białego koktajlu i kromki pełnoziarnistego pieczywa z serem białym i pomidorem. Już wiem, że nie potrzebuję dwóch kromek z wędliną i fury jajecznicy smażonej na maśle. Do szczęścia potrzeba znacznie mniej :)
Etykiety:
catering dietetyczny,
dieta,
dieta 1200kcal,
dieta strukturalna,
dr bardadyn
Subskrybuj:
Posty (Atom)