Oczywiście rajdując po mieście zaglądnęłam do kilku sklepów i kupiłam sobie kosmetyki Ziaji i Bielendy oraz uzupełniłam zapas kawy.

Przy okazji kupiłam kilogram truskawek, które dziś były w jeszcze dość wysokiej cenie 10 złotych za kilogram, ale smakują cudownie... były warte swojej ceny :) Na razie będę je jadła same, ale z następnych które kupię zrobię mój ulubiony koktajl na kefirze lub maślance.
Po powrocie do domu zabrałam się do szykowania bolognese. Przygotowanie składników i gotowanie sosu bardzo mnie zrelaksowały, ale i zaostrzyły apetyt. Zrobiłam wielką patelnię sosu, starczy ja jakieś 5-6 sporych porcji.
Oczywiście wypróbowałam moje dzieło :) Sos nabrał słodyczy z marchewki, jest pyszny i wreszcie domowy, nie ze słoika! Zwróćcie uwagę, że w przepisie nie ma żadnych ziół. Ja zdecydowałam się dodać odrobinę oregano z domowej hodowli parapetowej. Pastę przygotowałam sobie z makaronem tagliatelle. Super pasował. :)
Wieczorem wraz z Mężem wybrałam się na siłownię, na trening. Zrobiłam godzinny trening obwodowy a potem jeszcze 30 minut aerobów na crosstrainerze. Nie musiałam się wysilać, bo po treningu byłam już tak zmęczona, że serce biło 135 na minutę nawet przy lekkim machaniu rękami i nogami, przy niskim obciążeniu.
Dziś koniec miesiąca. Rano waga pokazała 79,9 kg. Jutro rano będę się mierzyć, choć wiem, że nie będzie cudownych spadków, bo praktycznie przez pół miesiąca nie ćwiczyłam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz