Zaczęło się od tego, że straaasznie nie chciało nam się z Mężem iść dzisiaj na siłownię ;) Spędziliśmy leniwe popołudnie w domu i w pewnym momencie wspólnie stwierdziliśmy, że jest świetna pogoda na małą przebieżkę. Wyszliśmy z domu, włączyłam pulsometr, w kieszeni Endomondo, i spokojnym truchtem pobiegliśmy nad rzekę i dalej jej zielonymi brzegami.
Założyliśmy sobie, że ma to być trening aerobowy, więc de facto truchtaliśmy bardzo wolno- około 6,5 km/h czyli w tempie szybkiego marszu. Pokonanie tych 5 km zajęło nam ciut ponad 45 minut (jakąś chwilę zatrzymało nas czerwone światło). ;)
Może dla Was to nic, ale dla mnie- przypominam, osoby z 20 kg nadbagażu- to naprawdę coś. :) Przede wszystkim mega radocha :) Na coś się przydały te wprawki na bieżni i godziny na crosstrainerze :D
ale zazdroszczę :) mam nadzieję, że i ja niedługo będę mogła pochwalić się takim sukcesem :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię takie przebieżki (ja to nazywam "szuraniem" i wykonuję w tempie chyba nawet wolniejszym od chodzenia:) - termin z jakiegoś forum dla biegaczy), ale porzuciłam bieganie dla nordic walkingu, o wiele większą mi sprawia frajdę, no i więcej mięsni angazuje!
OdpowiedzUsuń