Fit od kuchni- Druga ksiazka Jacka Bilczynskiego!

wtorek, 27 maja 2014

Ponieważ jestem byłą podopieczną Jacka Bilczyńskiego nie mogę nie wspomnieć o Jego drugiej książce, która już za kilka dni ukaże się w sklepach :) O pierwszej książce "Fit jest sexy" pisałam rok temu (nakład się rozszedł, ale można kupić e-wydanie tutaj).

Nowa książka będzie miała tytuł "Fit od kuchni. Jedz na zdrowie" i znajdziemy w niej jeszcze więcej artykułów o zdrowym żywieniu, przepisów i autorskich porad trenera Jacka.

Jacek Bilczyński zasłynął w całej Polsce m.in. dzięki występom w Pytaniu na Śniadanie oraz w Dzień Dobry TVN, gdzie mogliśmy oglądać, jak trenuje oporną Anię Bałon ;) Trener Jacek jest ekspertem portalu facet.interia.pl oraz od niedawna autorem artykułów w znakomitym miesięczniku kulturystycznym KiF.

 Prowadzi prężny fanpage na facebooku, na którym zamieszcza darmowe porady i przepisy. W Krakowie Jacka możemy oglądać m.in. na ekranach w tramwajach, prezentowane są na nich filmiki znane z kanału Jacka na Youtube.

Miał również swój wkład w sukces pierwszej tak znanej w Polsce modelki plus size, Agnieszki Czerwińskiej, której z pomocą Jacka udało się trwale schudnąć aż 60 kilogramów. Odmieniona Agnieszka niedawno wydała książkę, którą zamierzam wkrótce dla Was zrecenzować.

GDZIE KUPIĆ KSIĄŻKĘ JACKA BILCZYŃSKIEGO  "FIT OD KUCHNI"?
Książka "Fit od kuchni" od czerwca 2014 r. znajdzie się w sprzedaży w Empikach w całej Polsce – tak jak poprzednio będzie dołączona do EksMagazynu – patrona medialnego. Będzie również dostępna w ofercie księgarni wysyłkowej Sendsport (www.sendsport.pl).


Źródło zdjęć: https://www.facebook.com/JacekBilczynski.FitAndLifestyleCoach

Adidas Adipure tr 360: podwojne szczescie- buty i przecena!

niedziela, 18 maja 2014

Yay, ale jestem zadowolona!

Pokazywałam wam już kiedyś moje ulubione buty do treningu. Kupiłam je już dosyć dawno, bo na jesieni 2012 roku. Niestety czas i eksploatacja butów zrobiły swoje i buty zaczęły się po prostu zużywać. Podeszwy zaczęły się ścierać, materiał na zapiętkach również się wytarł, oraz, o zgrozo, na samym czubku buta w miejscu dużego palca u nogi zaczęła się robić dziura. Po chwili rozpaczy uznałam, że jest to bardzo fajny pretekst do zakupu nowych butów :))

Do tej pory kupowałam buty Nike, ale w bieżącej ofercie nie znalazłam modelu butów, który spełniałby moje kryteria (ładne buty do treningu w kolorze fioletowym) ;)

Wtedy przypomniały mi się buty, które oglądałam na instagramie u @bycidealna :) Nigdy nie miałam butów Adidasa, ale postanowiłam pójść do firmowego sklepu, by je przymierzyć.

source: adidas.com

Szybko okazało się, że w sklepach Adidasa nie ma modelu Adipure tr 360 w tym kolorze (bo po co, przecież jest najładniejszy..). Zmierzyłam więc kolor szary, buty zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie i postanowiłam kupić swoją wymarzoną liliową wersję przez internet.

source: adidas.com


W internecie znalazłam je w najlepszej cenie na Zalando ( link dla zainteresowanych). Nie dość, że w obniżce za 244,00 zł, to jeszcze dodatkowe 40 zł można zaoszczędzić podając kod rabatowy (dają go np. za zapisanie się na newsletter). Ja tak właśnie zrobiłam i za buty zapłaciłam... 204 zł. Na przesyłkę czekałam jakieś 5 dni (akurat zamówiłam tuż przed długim weekendem majowym).

Na żywo (zdjęcie z mojego insta) wyglądają tak:
instagram.com/activeplussize

Buty na treningu sprawdziły się świetnie. Są ultralekkie, przewiewne, posiadają na podeszwie antypoślizgowe wstawki. Nie posiadają elementów odblaskowych, bo nie są przeznaczone do biegania. Mogę je z czystym sumieniem polecić do treningu na siłowni. Nie wiem, jak sprawdziłyby się przy bardziej dynamicznych zajęciach takich jak fitness. Testowałam je na razie tylko na siłowni i podczas biegania na bieżni (2 km).

Na pewno nie będę ich używała na zewnątrz. Myślę, że gdyby się ubrudziły od ziemi, to ciężko byłoby je doczyścić.

PS. Jeśli jesteście na kupnie butów, to polecam Wam tekst Pauliny o podróbkach butów sportowych!

Diet coaching- moje wrazenia z pracy z coachem

środa, 7 maja 2014

Dziś będzie trochę o tym, co siedzi w głowie. :) Bo jak wiadomo, to właśnie tam zaczyna się odchudzanie. Zaczyna się od decyzji "Tak, zrobię to". Zmiany można wprowadzać metodą małych kroczków, albo zatrzasnąć za sobą drzwi i zmienić wszystko. Każdy sposób jest dobry, byle zacząć, byle ruszyć z miejsca. A żeby ruszyć, impuls musi wyjść z głowy.

Pod koniec tegorocznej zimy wzięło mnie na refleksje, zaczęłam się zastanawiać dlaczego stoję w miejscu z wagą 73 kilogramów i nie mogę przebić się w dół. Kiedy poprzednio się odchudzałam (3 lata temu) udało mi się osiągnąć tę samą wagę (z 84 na 73 kg), po czym zaprzepaściłam efekty wracając do niezdrowej diety.
Nie chciałam, by ta historia się powtórzyła. Pamiętam, jaka byłam wtedy załamana, rozczarowana, wściekła na samą siebie, gdy wróciłam po wakacjach z wagą 76 kg. Załamałam się na tyle, że zamiast wziąć się w garść i pozbyć się tych kilogramów, utopiłam smutki w jedzeniu i pozwalałam sobie na więcej i więcej. Tak dobiłam ponownie do 84 kilogramów. Nie wyglądałam ani nie czułam się dobrze. Na szczęście po długim okresie zdołowania nadszedł "ten moment" w mojej głowie. Trafiłam na siłownię, potem założyłam tego bloga. Wreszcie, po wielu miesiącach, dołożyłam też dietę. Jestem w procesie. Jestem zadowolona i dumna z efektów, ale potrzebuję robić postępy!

Tak narodziła się myśl, by zacząć chodzić na coaching odchudzania. Znalazłam Panią Coach, która przyjmuje w Krakowie, poczytałam to i owo i zdecydowałam się.

Przed pierwszym spotkaniem musiałam wypełnić kwestionariusz z podstawowymi informacjami o moich oczekiwaniach, o obecnej sytuacji i o tym, co bym chciała uzyskać z sesji coachingowych.

źródło: http://bsolutions.pl/wp-content/uploads/2012/10/coaching.jpg

Wkrótce po wysłaniu kwestionariusza nastąpiło pierwsze spotkanie w bardzo przyjemnym gabinecie. Pani Coach była młoda, sympatyczna i oczywiście szczupła. Zrobiła jednak na mnie wrażenie osoby jeszcze mało doświadczonej, mało charyzmatycznej.  Na spotkaniu zaczęłam od opowiedzenia swojej historii. Dzień wcześniej spisałam ją sobie w domu i szczerze mówiąc- przeraziłam się. Okazało się, że na własne życzenie od 8 lat mam nadwagę, a przez pewien czas też otyłość. Przez tyle lat nie starczyło mi sił, by porządnie wziąć się za siebie i zawalczyć o pozbycie się "studenckich" kilogramów. Na tym spotkaniu pani Coach zrobiła ze mną ćwiczenie coachingowe koło życia (tutaj można sobie taki test zrobić online). Oceniałam poszczególne obszary mojego życia pod dwoma względami: satysfakcji oraz mojego zaangażowania. Ćwiczenie było raczej żmudne i moim zdaniem nic nie wniosło. Dostałam zadanie domowe oraz artykuł do przeczytania.

Podczas drugiego spotkania rozmawiałyśmy o sytuacjach z mojego życia związanych z jedzeniem, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Mogły to być sytuacje w których przeżywałam zarówno pozytywne, jak i negatywne emocje. Rozmowa o tych sytuacjach nic dla mnie nie wniosła, była raczej sposobem poznania mnie przez Coacha, takie odniosłam wrażenie. Na to spotkanie przyszłam przygotowana, powiedziałam też, czego oczekuję. Powiedziałam, że potrzebuję sposobów, jakichś mentalnych trików, by radzić sobie w chwilach jedzeniowych pokus. Niestety nie doczekałam się odpowiedzi na tę potrzebę. Dostałam ponownie tylko linki do czytania.

Odbyło się jeszcze trzecie spotkanie. Rozmawiałyśmy o tym, co się zmieni w moich relacjach z rodzicami/ partnerem/ przyjaciółką / w pracy, gdy osiągnę cel. Czy wydarzy się coś pozytywnego, a może negatywnego? Jak schudnięcie wpłynie na moje relacje z innymi w każdym z tych obszarów? Nie znalazłam żadnych negatywnych następstw mojego schudnięcia. Chodziło o to, by znaleźć potencjalne bariery, jakie mogą mnie powstrzymywać przed odchudzaniem. Np. gdyby po moim schudnięciu koleżanki miały przestać mnie lubić, albo Mąż miałby się stać zazdrosny, to to mnie może powstrzymywać przed chudnięciem. ;)

Kolejnego spotkania już nie było. Nie miałam czasu, nie czułam też potrzeby spotkania z Coachem, bo jej wsparcie było żadne. Każde spotkanie kosztowało 100 złotych, a nie wnosiło ani nowej energii, ani nowej wiedzy, ani motywacji.

Coaching bardzo mnie rozczarował. Trudno mi powiedzieć, co zawiniło. Miałam swoje oczekiwania, były one bardzo konkretne i sprecyzowane. Pani Coach nie pomogła mi dotrzeć do odpowiedzi, których szukam. Wydawało mi się, że własnie tego mi trzeba na etapie, na jakim się znajduję. Doszłam jednak do wniosku, że świetnie sobie radzę sama (czyli jednak jakąś informację uzyskałam, haha) i że coaching jest bardziej dla osób, które jeszcze nie zaczęły się odchudzać, albo poniosły porażkę i boją się próbować ponownie. Ja, z moim powerem, entuzjazmem i sukcesami nie bardzo tam pasowałam.

Mam nadzieję, że Wy na swojej drodze spotkacie dużo ludzi, którzy będą umieli Was wspierać i motywować.

Jakie jeszcze wyciągnęłam wnioski z nieudanej współpracy z coachem dowiecie się już wkrótce. ;)


Pieczone papryki faszerowane- fit i pyszne!

niedziela, 4 maja 2014

Ostatnio zajadałam się na blogu cukinią, dziś chciałam Wam pokazać jeden z obiadów, który przygotowałam w trakcie majowego weekendu- faszerowane papryki!

Jak każda zapiekanka wymagają trochę przygotowań, ale wierzcie mi, warto. Warto poświęcić chwilę w kuchni, by mieć pyszny i zdrowy obiad.

Moje faszerowane papryki są bardzo pożywne, nadziane ryżem, mięsem i duszonymi warzywami.

W wersji wegetariańskiej polecam użyć zamiast mięsa zieloną soczewicę.



PIECZONE PAPRYKI FASZEROWANE

Dla 4 osób:
4 duże czerwone papryki lub 6 małych
150 g ryżu (użyłam parboiled)
150 g mielonej wołowiny
1 cukinia, średniej wielkości
2 marchewki
50 g zielonego groszku (użyłam mrożonego)
opcjonalnie: pieczarki, cebula
1 spory ząbek czosnku
oregano
sól, pieprz
1 opakowanie passaty pomidorowej (500 g) - gorąco polecam tę passatę, znajdziecie ją w almie
1 kulka sera mozzarella

Ryż ugotuj w osolonej wodzie al dente, zostaw do ostygnięcia.

Cukinię posiekaj w kostkę, marchewki zetrzyj na tarce. Podduś warzywa (cukinia, marchew, groszek, opcjonalnie pieczarki i cebula) w garnku, na małej ilości wody, aż staną się miękkie. Dodaj wyciśnięty przez praskę czosnek, oregano i zalej passatą pomidorową. Dopraw solą i pieprzem. Duś powstały sos jeszcze chwilę na niedużym ogniu.

Mieloną wołowinę podsmaż przez chwilę na patelni (sól dodajemy w momencie, gdy mięso trafi już na patelnię, nigdy wcześniej!), aż złapie brązowy kolor. Następnie przełóż ją do sosu warzywnego.

Wsyp do sosu ryż i całość wymieszaj- farsz do papryk jest już gotowy.

Nastaw piekarnik na 200 stopni i przygotuj papryki: umyj je, wydrąż i usuń dokładnie nasiona. Na wyłożonej papierem do pieczenia blasze układaj połówki papryk i nadziewaj je farszem.


Zapiekaj przez około 30 minut. Na chwilę przed końcem pieczenia połóż na każdej z papryk plaster sera mozzarella.

Smacznego!!! :)