Zupa krem paprykowo-marchewkowy

środa, 28 sierpnia 2013

Dziś zupa mojego przepisu :) Idealna na teraz, gdy cena kilograma czerwonej papryki leci w dół (wczoraj płaciłam 4 zł/kg!) W zamyśle zupa miała być pomidorowo-paprykowa, ale zrezygnowałam z pomidorów, bo bałam się zbyt kwaśnego smaku. Zamiast nich postawiłam na marchewki. Ma przepiękny, optymistyczny pomarańczowy kolor. Bardzo przypadła do gustu mnie i mojemu Mężowi, który generalnie nie przepada za zupami. Świetnie nada się dla dzieci, bo jest lekko słodka w smaku.


Zupa Krem paprykowo-marchewkowy
Składniki na 6-8 porcji:
  • 4 czerwone papryki
  • 5 sporych marchewek
  • 2 średniej wielkości cebule
  • 2 szklanki bulionu (ja użyłam bezglutenowego bulionu warzywnego w kostce)
  • 100 ml chudej śmietany  lub 100 ml mleka 2%
  • gałązka świeżego rozmarynu
  • pieprz, sól, papryka w proszku słodka lub ostra.
  • opcjonalnie: oliwa z oliwek extra vergine, prażone pestki dyni, ser feta.
Wykonanie:
  1. Marchewki obrać ze skórki, papryki przeciąć na pół, usunąć gniazda nasienne. Marchewki i paprykę (skórką do góry) ułożyć na blasze wyłożonej papierem lub folią aluminiową i piec w piekarniku przez 40 minut w temperaturze 200 stopni. Wystudzić.
  2. Podczas gdy warzywa się pieką, zagotować w bulionie 2 cebule.
  3. Z upieczonych papryk usunąć skórę (po upieczeniu powinna sama odchodzić). Papryki i marchewki wrzucić do bulionu.
  4. Blenderem zmiksować bulion z warzywami na krem, dodać śmietanę i posiekane świeże igiełki rozmarynu. Doprawić do smaku pieprzem, solą, papryką w proszku.
  5. Podawać skropiony oliwą, z fetą pokrojoną w kostkę. Można posypać pestkami dyni uprażonymi na suchej patelni.
Tip: Dla większej kremowości zupy można wraz z cebulą ugotować w bulionie 2 ziemniaki.

Polecam serdecznie tę zupę. Smacznego!


Co słychać w kuchni?

środa, 21 sierpnia 2013

Wakacje chylą się ku końcowi, a ja napawam się ich ostatnimi dniami. Mam trochę pracy, ale w większości są to "papiery", które mogę robić w domu. Dom, to kuchnia. A w kuchni ostatnio sporo się dzieje, bo oboje staramy się zdrowo jeść, a to oznacza przygotowywanie posiłków w domu.

Na początek ciekawostka: omlet, który dla mnie jest bardziej jak ciasto niż omlet. W skład wchodzą 4 białka jaj, 2 żółtka, kakao, stewia, odżywka białkowa, twaróg, i coś tam jeszcze... Dziwne jedzenie dla pakerów ;) od razu wyjaśniam, że jada to mój Mąż, a nie ja :) Nie lubię omletów.


Jeden z moich ostatnich obiadków to placki cukiniowo-ziemniaczane popijane pysznym kefirem.
Składniki: 2 cukinie, 2 ziemniaki, 2 łyżki mąki, 1 jajko, ząbek czosnku, sól, pieprz. Są jeszcze lepsze, gdy doda się trochę twarożku. Smażyłam na patelni teflonowej lekko przetartej oliwą.



A tu koktajl wiśniowo- czekoladowy. Moje śniadanko :)

Będzie cały duży wpis o koktajlach, gdy będę miała zrobione więcej zdjęć :) Niedługo, mam nadzieję!

Koktajle jem na śniadanie (+1 kromka pieczywa) i na kolację (jako samodzielny posiłek). Waga spada, aż miło patrzeć, a koktajle są bardzo sycące dzięki zawartości otrębów. Otrąb? Otrębów? Zawsze mam z tym problem ;)


Wczorajsze ZEN osiągnęłam właśnie w kuchni :) Uwielbiam mieć czas i gotować.

Kupiłam 850 gramów pieczeni wołowej (w sklepie mielą na życzenie) i w domu wzięłam się do robienia klopsików.  Dodałam jajko, musztardę (krem z gorczycy z miodem), ketchup, sól, pieprz, suszone oregano i posiekaną gałązkę świeżego rozmarynu.


W międzyczasie na kuchence pyrkał sobie najprostszy na świecie sos pomidorowy- pomidory lima i czosnek. 


Z mięsa formowałam klopsiki o średnicy 2,5 - 3 cm, które układałam w plastikowym opakowaniu tak, by się nie dotykały i przekładałam woreczkami foliowymi.

Tak przygotowany zapas klopsików powędrował do zamrażalnika. Przyda się, gdy trzeba będzie zrobić szybki obiad, a lodówka będzie pusta :)

Oczywiście nie wszystko zamroziłam- jedna porcja była przeznaczona dla mnie na obiad!

Tak wyglądał mój gotowy obiad. Do klopsików ugotowałam sobie pełnoziarniste spaghetti oraz użyłam sosu z pomidorów i czosnku. Do tego kawałeczki pysznej mozzarelli.


Było to naprawdę bardzo smakowite i sycące danie :)


Mój najbliższy plan to ugotowanie odchudzającej grochówki ;) 

W rabczańskim SPA - tydzień o zapachu solanki :)

sobota, 17 sierpnia 2013

Po lawinie notek cateringowych nastąpiła z mojej strony cisza ;) Jej powodem jest urlop, który spędzamy w Rabce-Zdroju. Poniższą notkę pisałam w odcinkach przez cały pięciodniowy pobyt, więc przepraszam za chaos :) Jutro z rana wracamy do domu, pora dokończyć i opublikować ten wpis.

***

Rabka-Zdrój to mocno zapyziały, prawie górski kurort pełen emerytów i małych dzieci. Pary w naszym wieku stanowią zdecydowaną mniejszość! Na przyjazd tutaj zdecydowaliśmy się tylko dlatego, że znalazłam na którymś z portali zakupów grupowych fajną ofertę noclegu z wyżywieniem.

W samej Rabce zadziwiła nas ilość ruder, domów na sprzedaż, zaniedbanych posesji. Gdy tylko trafi się na coś nowego, ładnego lub zadbanego, to jet to opatrzone tablicą informującą o dofinansowaniu z Unii. Rabczanie chyba muszą lubić Unię Europejską, bo pieniądze z funduszy chociaż trochę pomogły poprawić wizerunek ich miasta.

Nasz hotel Rabczański Zdrój Medical SPA to ładnie urządzony, nowy obiekt.


Dostaliśmy bardzo duży pokój, urządzony w kolorach, które bardzo mi odpowiadają. Pokój oczywiście z łazienką, balkonem, TV, internetem oraz z lodówką!


W hotelu jest małe SPA, z dostępną cały czas sauną suchą i parową oraz jacuzzi (jak dla mnie za bardzo nachlorowane).

Strefa Saun- Rabczański Zdrój Medical SPA
 Najbardziej przypadła mi do gustu "sauna solna", czyli sucha sauna fińska z solą przyklejoną na ścianach. ;) Odwiedzaliśmy ją niemal codziennie.

Sauna solna- Rabczański Zdrój Medical SPA

Hotel położony jest tuż przy Parku Zdrojowym, w którym ciekawą i niespotykaną  atrakcją jest Tężnia Solankowa (na zdjęciu po prawej). Tuż przy Tężni jest kawiarnia (po lewej).


Tężnia solankowa to "inhalatorium na wolnym powietrzu. Jest to jedyny tego typu obiekt w Małopolsce. Środek tężni stanowi kolumna obudowana drewnianym rusztem, który wypełniony został gałązkami tarniny. Z znajdującego się w pobliżu odwiertu „Helena” solanka transportowana jest na szczyt kolumny tężni, a opadając rozpryskuje się na gałęziach i tworzy wokół tężni solankowy mikroklimat. Korzystanie z tężni polega na spacerowaniu wokół kolumny i wdychaniu solankowego aerozolu." (za: http://www.it.rabka.pl/)


Wnętrze kawiarenki przy Tężni jest sympatycznie urządzone. 


Tuż przy barze opis serwowanych trunków :)



Kubek wody w pijalni kosztuje 1 zł. "Obaliłam" wodę JAN i STEFAN. ;) Stefan lepszy :)


Na każdym kroku można kupić kosmetyki "Solankowe SPA". Znam je i lubię nie od dziś :) Ceny są prawie takie same jak w Krakowie, więc prawie nic nie kupowałam, by nie dźwigać. 

Wraz z naszym pobytem dostaliśmy w prezencie po jednym masażu pleców oraz po jednym zabiegu od hotelowego SPA do wyboru. Ja wybrałam zabieg rewitalizująco-odmładzający (na kosmetykach żurawinowych ORGANIQUE), a mój Mąż kąpiel w piwie, oczywiście z kuflem piwa w dłoni. ;) 

Mój zabieg rozpoczął się od zwilżenia ciała ciepłym, mokrym ręcznikiem i wykonania peelingu całego ciała. Peeling był zrobiony bardzo łagodnie, z użyciem malutkiej (chciało by się rzec: oszczędnej) ilości produktu. Dla mnie za łagodnie, ale ja lubię mocne zdzieranie. ;) Następnie Pani posmarowała mnie maską do ciała. Ta część zabiegu trwała 15 minut. Zostałam owinięta w folię, przykryta grzejącym kocykiem i tak leżałam sobie 20 minut. Potem dostałam ręcznik i mogłam iść pod prysznic. Wróciłam, myśląc, że będzie coś jeszcze, jakiś balsam do ciała. Nie, to wszystko. Koniec. Cena z cennika: 90 zł. Miło było, ale nie warto! Za 90 zł można sobie kupić w Organique dwa porządne produkty, które wystarczą na parę(naście) zastosowań.

Podczas gdy ja leżałam pod kocem z resztkami peelingu wbijającego mi się w różne części ciała, mój Mąż leżał sobie w wannie z hydromasażem (edit: nie byla to zwykła wanna tylko kapsuła kosmetyczna) wypełnionej "roztworem piwnym" i popijał ciemne piwo. Trudno z niego wyciągnąć jakieś recenzje ;) 

Ja: Zapłaciłbyś za taką kąpiel 85 zł?
On: Nie.
Ja: To ile wg Ciebie jest wart taki zabieg?
On: 30 zł.. no, z piwem to może 40 zł.
Ja: Co robiłeś podczas tej kąpieli?
On: Myślałem.
Ja: Odczułeś jakąś różnicę na skórze?
On: Nie.
Ja: A co ci się najbardziej podobało?
On: Ty w tych stringach jednorazowych.

:D
Takie to rozmowy z facetem o pobycie w SPA :)

***
W jeden z dni byliśmy na pięciogodzinnym pakiecie SPA w pobliskim ośrodku. To wystukałam na komórce:

Ale błoga nuda! Spędzam piątą godzinę na zdrowotnych zabiegach w Centrum Zdrowia i Urody. Leżę sobie właśnie w jaskini solnej i wdycham podobno jakieś dobre powietrze ;) Moim zdaniem pachnie tu trochę jak w sklepie zoologicznym, a najładniej pachnącym obiektem jestem ja.

Dzień zaczęliśmy od inhalacji solankowej- 15 minut w zielonej pelerynce z kapturem w bardzo zaparowanym pomieszczeniu :) Następnie pół godziny w jacuzzi a po tym 15 minut w wannie z solanką. Po kąpieli przebrałam się w ręcznik i przyszedł czas na relaks w saunie, a po niej na masażu olejkiem z passiflory. Po relaksującym masażu zrobiono mi mocny, solno-cukrowy peeling. Na koniec pani wmasowała w całe moje ciało bogate masło Organique o zapachu magnolii.

Samo Centrum Zdrowia i Urody to mega komunistyczny obiekt, tylko pomieszczenia SPA są ładne i nowocześnie wykończone. Notabene jeden z gabinetów SPA był tuż obok gabinetu ginekologa na NFZ. Śmieszne.

***
Poniczanka w Rabce-Zdroju
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie odwiedzili przy okazji Białki Tatrzańskiej, a konkretnie Saunarium w Terma Białka. Był to wspaniały dzień. Pogoda dopisała, a na baseny waliły dzikie tłumy. :) W drodze powrotnej zjedliśmy obiad we włoskiej restauracji Villa Toscana w Nowym Targu (polecam). Następną wizytę w Białce planujemy dopiero na październik, o ile uda się wziąć wtedy krótki urlop.

A na koniec zachód słońca.. Codziennie piękny i kolorowy :) 



Narodowa faza na burgery! Czy tak można na diecie? :>

wtorek, 13 sierpnia 2013

Czy tylko ja mam wrażenie, że zapanowała wielka miejska faza na burgery?  I to broń Boże nie takie z sieciówek, tylko wymyślnie skomponowane, robione od A do Z na naszych oczach. Po latach triumfów wykwintnego, drogo wycenionego sushi, wszyscy marzą teraz tylko o tym, żeby zatopić zęby w bułce z soczystą wołowiną!

W Krakowie najnowsza miejscówka z burgerami nazywa się Burgertata i jest ogromnie popularna. Właściwie to nie miejscówka, bo burgery nie są sprzedawane w lokalu, ale prosto z pomarańczowego auta. :) Auto stoi zaparkowane w centrum Krakowa, na podwórku przy Krupniczej 6 - słynnej studenckiej trasie przelotowej "uczelnie -> Rynek Główny".






















Wybieramy spośród 11 modeli, ale można wybrzydzać, dodawać składniki, odejmować, burgery można dostać w bułce razowej, to jest miłe zaskoczenie! Jest to również jedyne miejsce, gdzie pytają o stopień wysmażenia mięsa.

Na zdjęciu poniżej model classic. Powiedzcie mi proszę, co jest w tym zdrożnego lub kłócącego się ze zdrową dietą: bułka razowa, świeża wołowina, pomidor, ogórek, cebula, sałata i trochę keczupu. Ja tu nic złego nie widzę! 


Oczywiście nie zamawiam wersji z serem i bekonem, to zostawiam osobom, które mogą sobie na to pozwolić. Na przykład mój Mąż- jego burgera widzicie po prawej- w białej bułce, z serem.. udało mi się go tym razem namówić, żeby nie zamawiał bekonu. :) W końcu jest aktywnym facetem i nie po to trenuje, żeby wyglądać jak Boczek (jesteś tym, co jesz!) ;)


To trochę szalone pisać na blogu o odchudzaniu o burgerach, o szybkim ulicznym jedzeniu. Jednak to mój blog i nikt mi nie zabroni ;) Taki burger raz w tygodniu na pewno nie uczyni szkód mojej diecie, co zresztą widzę w praktyce. 

Jeśli przeze mnie zgłodniałyście, to przepraszam :) Pamiętajcie jednak, że takiego klasycznego burgera bardzo łatwo można przygotować sobie w domu. Przy okazji wizyty w Krakowie nie wpadajcie jednak do Maka na Szewskiej, tylko zróbcie o 2 minuty dłuższy spacer pod Teatr Bagatela.. a tam już zaraz za rogiem czeka Burgertata!

PS. Ceny u Burgertaty są bardzo przystępne: 12-16 zł.

PPS. Wychodzi na to, że popełniłam właśnie moją pierwszą kulinarną recenzję. Będą kolejne! Nie zabijcie mnie za to ;)
PPPS. Znalazłam przepis na burgery Magdy Gessler, zestaw przypraw wygląda ciekawie. Muszę kiedyś wypróbować :)

Catering dietetyczny- podsumowanie, wrażenia, przemyślenia

sobota, 10 sierpnia 2013

Zakończył się 5-dniowy okres testowania przeze mnie usługi cateringu dietetycznego. Mój organizm przeżył nie lada szok po ograniczeniu kaloryczności posiłków do 1200 kcal. Strach pomyśleć, ile zjadałam wcześniej. Myślę, że mogło to być 2200 lub nawet 2400 kcal.

W trakcie tego tygodnia byłam raz na godzinnym treningu aerobowym (bieżnia + crosstrainer) oraz dwa razy na treningu siłowym w superseriach, po którym wykonywałam 15-30 minut aerobów na crosstrainerze.

Po wielomiesięcznym okresie wagowej stagnacji waga wreszcie ruszyła w dół.

Przypomnę moją wagę początkową: 80,6 kg. Dziś rano moja waga pokazała 78,5 kg!!! W ciągu tygodnia ubyło mi 2 kilogramy!

Czas ocenić samą usługę dietetycznego cateringu :)

Plusy:
+ Schudłam ;)
+ Przekonałam się, jak można jedząc mało nie tyle przeżyć, ale mieć bardzo dużo pozytywnej energii;
+ Dostawy były realizowane terminowo, dostawca nigdy się nie spóźnił;
+ Taki catering to wielka wygoda, nie trzeba gotować, wystarczy wyjąć jedzenie z lodówki i odgrzać w mikrofalówce. Miałam dużo więcej czasu dla siebie.
+ Wszystkie produkty i potrawy były świeże, prawie wszystkie były smaczne (niechlubnym wyjątkiem były dwie surówki oraz bezsmakowa ryżowa sałatka na kolację, przy której się zbuntowałam i nie zjadłam).

Minusy:
- Nie dostałam obiecanego na stronie pakietu informacyjnego ("pakiet rad i wskazówek na temat odchudzania od Dr Marka Bardadyna, w tym plan posiłków, rady Dr Bardadyna dotyczące stosowania diety, listę produktów strukturalnych, Ćwiczenia Odmładzające oraz tabelę kontroli efektów kuracji").
- Miałam wątpliwości dotyczące zasadności użycia niektórych potraw, które otrzymałam (np. dostałam dwa razy biały ryż, choć w diecie strukturalnej zaleca się ryż brązowy lub dziki+parboiled). Wnioskuję z tego, że wykonawca cateringu oszczędza jak się da na produktach stosując ich tańsze, mniej zdrowe zamienniki.
- Cena. Nie stać mnie na płacenie na dłuższą metę 59 zł za dzień odżywiania. Wiadomo, że płacimy nie tylko za produkty, ale za dostawę, za to, że ktoś to przygotował, ugotował i musi zarobić.

Podsumowując, nie uważam zainwestowanych pieniędzy za stracone. Podczas tego tygodnia schudłam, były chwile, gdy byłam bardzo głodna, ale nie opuszczała mnie pozytywna energia.
Wejście w dietę było bardzo łagodne, nie bolała mnie głowa, nie było mi zimno, nie byłam osłabiona (tak miałam przy diecie South Beach).
Miałam też okazję do przemyśleń. Zamówienie cateringu o wartości energetycznej 1200 kcal dało mi do myślenia, jak dużo błędów popełniałam w moim dotychczasowym żywieniu i o ile za dużo w siebie wpychałam.

Mam na dzieję, że nie zmarnuję uzyskanych efektów i niedługo będę się Wam mogła pochwalić jeszcze większymi. Wczoraj wieczorem po treningu poszliśmy na zakupy. Kupiłam otręby owsiane, siemię lniane, pestki, różne orzechy, suszone morele i figi.

Dzisiejszy dzień zaczęłam od przygotowania sobie białego koktajlu i kromki pełnoziarnistego pieczywa z serem białym i pomidorem. Już wiem, że nie potrzebuję dwóch kromek z wędliną i fury jajecznicy smażonej na maśle. Do szczęścia potrzeba znacznie mniej :)

Catering dietetyczny- Dzień 5

piątek, 9 sierpnia 2013

Dziś dzień piąty i ostatni z cateringiem dietetycznym Dieta 1200 Kcal. Ufff :) Od jutra gotuję JA!

9.00 Dziś na śniadanie dostałam biały koktajl (mleko, otręby, siemię lniane, morela, figa) oraz 2 kromki chrupkiego pieczywa, pastę z czerwonej fasoli i kiełki.


Pasta z czerwonej fasoli (red kidney) okazała się bardzo pyszna. Na pewno sama będę sobie taką robiła.


12.00 Na przekąskę mieszanka pestek słonecznika i dyni. Zważyłam- 20 gramów. ;)


 Godzina 14.45 Obiad. Makaron pełnoziarnisty (75 g ugotowanego) i sos warzywny z kurczakiem (230 g) a do tego surówka z buraczków. Super! Zjadłam całą. :)


Makaroniku jak widać malutko, zmieścił się ponownie na talerzu śniadaniowym.


16.30 Prosty polski podwieczorek- jabłuszko.


Po jabłuszku ;) byłam na siłowni. Zrobiłam trening siłowy, który zajął mi 80 minut a potem spędziłam 30 minut na crosstrainerze robiąc aeroby. Jestem bardzo zadowolona z treningu <3 W międzyczasie nad Krakowem przeszła burza i po wielu dniach uciażliwego upału zrobiło się cudownie chłodno :)

22.00 Kolacja. Koktajl borówkowy z morelą i otrębami. Bardzo smaczny, choć nie slodki, bo morela się nie zmiksowała.


To tyle na dziś :) Jak się Wam podobało?

Catering dietetyczny- dzień 4

czwartek, 8 sierpnia 2013

Dzisiejszy dzień zaczęłam od ważenia. Postanowiłam zważyć się po raz pierwszy od rozpoczęcia diety z cateringu. 4 dni temu ważyłam 80,6 kg. Dzisiaj waga pokazała 78,9 kg. Niee, pomyślałam, chyba źle znowu waga stoi. Poprawiłam wagę. Zważyłam się drugi raz. A potem trzeci raz. Stanęłam jak głupia, popatrzyłam na wagę i pomyślałam, że ona robi sobie ze mnie jaja. Półtorej kg!!! :)

Mój humor poprawił jeszcze bardziej Pan dostawca, który przywiózł mi dzisiaj jedzenie znacznie bardziej ciekawe, niż w dniu wczorajszym. :) Gdy zobaczyłam dzisiejszy obiad, to już wiedziałam, że to będzie dobry dzień, mimo planowanego rekordu upału.


8.45 Śniadanie. Koktajl pyszny, kwaskowato-słodki i orzeźwiający, z drobinami orzechów i płatków migdałowych, do tego otręby. Obok dwie mega ostre rzodkiewki i kanapka z pasztecikiem, chyba sojowym, z kawałkami papryki. Pyszny! A ja do tej pory szerokim lukiem omijałam pasztety sojowe!


12.00 Przekąska orzeszkowa, schrupana przed komputerem.



15.00 Dziś piękny, kolorowy obiad, na który dostałam ryż i dwa malutkie szaszłyczki drobiowe. Do tego oczywiście wielka porcja surówki. :) Surówki nie dokończyłam z racji ilości, oraz dlatego, że mi nie smakowała.


I znowu obiad mieszczący się na talerzyku "śniadaniowym".


19.00 Podwieczorek. Borówki amerykańskie :) Zjadłam do nich kromkę pieczywa chrupkiego, która "przypadała" mi na kolację. ;)


20.30 Kolacja... Niestety totalna porażka :( Znowu ryż (przecież był na obiad???) w formie chyba sałatki, z marchewką i selerem. Kompletnie bez smaku i bez sensu. Zrezygnowałam z tego posiłku i przygotowałam sobie kolację sama.....




Catering dietetyczny- dzień 3

środa, 7 sierpnia 2013

Witam w kolejnym dniu :) Wczoraj pięknie wytrzymałam bez podjadania. Czy organizm tak szybko przyjął do wiadomości, że dostaje wystarczające ilości jedzenia?

Dziś, jak się okazało, pierwszy dzień bezmięsny!

Śniadanie skromniutkie (no jak to jeść?), z kromką, jajkiem, pomidorem i koktajlem truskawkowo-borówkowym (chyba). Koktajl był pyszny!



 Dzisiejsze drugie śniadanie to pestki słonecznika zmieszane z dynią. Jadłam je w biegu, bo załatwiałam parę spraw na mieście, i nie zrobiłam zdjęcia.

Na obiad młode ziemniaki, sadzone jajka i sałatka (szkoda, że nie fasolka szparagowa!). Bardzo lubię latem takie obiady! Do obiadu dla przyjemności i z własnej inicjatywy wypiłam szklankę kefiru. Moim zdaniem bardzo pasuje do sadzonego jajka. :) Niestety ziemniaki po odgrzaniu nie smakowały dobrze. Sałatka była nudna, prawie taka sama jak wczoraj na kolację. Zdecydowanie najsłabszy obiad jak do tej pory.


Na podwieczorek 3 ciasteczka ! No no ;) Średnica ciasteczek 3 cm :P Zrobiłam sobie do nich kawę bez cukru, z odrobiną dwuprocentowego mleka.


Wydawało by się, że słaby z tego posiłek przedtreningowy, ale spokojnie poradziłam sobie z ponad półtorejgodzinnym treningiem na siłowni. Średnie tętno 139 bmp, tętno maksymalne 171... łatwo nie było. Pulsometr twierdzi, że spaliłam 950 kcal..

Kolacja dzisiaj była skromna- tylko koktajl! Nie miałam jednak wcale uczucia głodu, nawet po treningu.
Koktajl na mleku sojowym, ponownie siemię lniane, zmiksowana figa,suszona morela, jakieś płatki czy otręby. Dokładnie ten sam koktajl był wczoraj na śniadanie. W diecie strukturalnej koktajli jest chyba ze dwadzieścia, a ja dostaję ten sam drugi dzień pod rząd. Jestem jednak zbyt zmęczona, by się na to obrażać ;)

Jak tak patrzę na te ilości posiłków, to myślę sobie, że do tej pory jadłam dwa razy za dużo. O_O
I jak ja chciałam schudnąć? ......

Zostawiam was z tą refleksją. Mam nadzieję, że da do myślenia niektórym z Was :)

Catering dietetyczny- dzień 2

wtorek, 6 sierpnia 2013

Zaczyna się kolejny upalny, letni dzień..

Godzina 9.15. Śniadanie.
Moje dzisiejsze śniadanie miało wygląd szpitalny :D Koktajl na mleku (chyba sojowym) krył w sobie siemię lniane, płatki (chyba owsiane), cząstki suszonej moreli i figi. Smak nie był za specjalny, ale koktajl okazał się bardzo sycący! Kromki (tzw. deski) posmarowałam serkiem i z własnej inicjatywy pokroiłam pomidora. Z czerwonym kolorem od razu lepiej :) Śniadanie dało mi poczucie mocnej sytości aż do 13.00.


 Na osłodę śniadania przekąska szumnie zwana drugim śniadaniem ;) Dzisiaj 4 kostki gorzkiej czekolady. Najlepsze, że nie zrobiłam zdjęcia, tylko ją zjadłam ;)

14.00 Obiad. Na obiad miałam pełnoziarniste spaghetti z sosem bolognese, a do tego surówka z białej kapusty. Spaghetti bardzo smakowite, tylko porcja maleńka! Surówki bardzo dużo, świeża i chrupka.
Naprawdę odpowiada mi smakowo to jedzenie, jest w sam raz doprawione. Obiad zjadłam z wielkim smakiem. Co nie zmienia faktu, że gdybym sama gotowała, to nałożyłabym sobie 3 razy więcej makaronu. ;)


Tutaj widać ile miejsca zajął makaron na małym(!) talerzu śniadaniowym. I to jest obiad!



Dziś na podwieczorek przygotowano dla mnie grejpfruta i rodzynki. Podwieczorek zjadłam dopiero po powrocie do domu o 18.30 (wciągnęły mnie sklepy) ;)


Po szpitalnym śniadaniu czekała na mnie przepiękna, kolorowa kolacja! Tym razem bez koktajlu, na kolację była sałatka z serem (chyba wędzonym)bez żadnego sosu, do tego kromka pieczywa chrupkiego, taka jak na śniadanie.


I co sądzicie o moim dzisiejszym menu? :)
Ja jestem pozytywnie nastawiona. Ale ale.. jutro trening! Mam nadzieję, że starczy mi sił!

Catering dietetyczny- Dzień 1

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

W tym tygodniu (pon-pt) opiszę dla Was moje wrażenia z usługi cateringu dietetycznego.
Przypomnę, że zdecydowałam się na dietę strukturalną 1200 kcal (oczyszczająco-odchudzającą) firmowaną przez dr Marka Bardadyna. Za dietę zapłaciłam z własnych pieniędzy i poniższą recenzję robię ponieważ mam taki kaprys ;)

Dziś punktualnie o 8.30 zadzwonił dzwonek do drzwi- dostawca przywiózł moją dietę 1200 kcal!
Szara, papierowa torba, a w niej plastikowe pojemniki z jedzeniem na cały dzień, oklejone nalepkami "śniadanie", "obiad", "przekąska" itp. :)

Wraz z pierwszą dostawą diety miałam otrzymać materiały do czytania:
"Do pierwszego zestawu posiłków dołączamy pakiet rad i wskazówek na temat odchudzania od Dr Marka Bardadyna (w tym plan posiłków, rady Dr Bardadyna dotyczące stosowania diety, listę produktów strukturalnych, Ćwiczenia Odmładzające oraz tabelę kontroli efektów kuracji)."
Niczego takiego nie dostałam :( W torbie były wyłącznie pojemniki z jedzeniem.

Na śniadanie miałam dziś koktajl, kanapkę (chyba pieczywo jest dawane na wagę, bo kromka była śmiesznie ucięta) :) a do tego całkiem sporo warzyw i mozzarelli! Koktajl (w diecie strukturalnej zwany eliksirem) zawierał sok pomarańczowy, drobiny pomarańczy, suszone morele, suszoną figę, siemię lniane i zarodki pszenne. Śniadanie zaczęłam jeść o 9.30, skończyłam o 10.00 (koktajle należy jeść małą łyżeczką przez 15 minut).


 Kromka bez masła, warzywa bez oliwy, ale przeżyjemy, prawda?

Wybiła godzina 12.00, w brzuszku ssanie... a co na drugie śniadanie? Nie śmiejcie się, ale to jest całe moje drugie śniadanko :) Mój Mąż się śmiał :)


Z obiadem postanowiłam wytrzymać do 14.30. Nie było łatwo! Już od 13.00 czułam się mocno głodna. Głód próbowałam oszukać piciem wody i ciepłej zielonej herbaty. Zielona herbata pomogła mi dotrwać do 14.30 :) Na pierwszy rzut oka pomyślałam: "ale to będzie suche! no trudno..." Przeżyłam jednak miłe zaskoczenie. Surówka z marchewki i jabłka była bardzo soczysta, mięso również! Chyba był to indyk, choć nie mam pewności... Kasza jak to kasza, nie przepadam za gryczaną, ale jak podają to zjem.


Porcja obiadu ułożona na normalnym, obiadowym talerzu prezentowała się całkiem okazale.


Poobiednia przekąska to 2 plastry arbuza. Zjadło by się więcej!


Na kolację znowu koktajl, tym razem trudny do zidentyfikowania skład ;) Smakiem podobny do porannego, tylko jakby nieco bardziej mleczny? Nie mam pojęcia, z czym ten koktajl jest :)


Podsumowując: Całe szczęście, że już od tygodnia jestem na jako takiej diecie, bo gdyby przejście na to jedzenie stanowiło dla mnie terapię szokową, to było by ciężko! Jedzenie z cateringu jest na szczęście bardzo smaczne, świeże i już nie mogę się doczekać, co znajdzie się w jutrzejszej torbie! Jestem głooodna!